W czwartek rano, w bloku głosowań Sejm przyjął ustawę budżetową na 2023 r. Jak przekonywał wcześniej premier Mateusz Morawiecki, a podczas prac sejmowych posłowie PiS – „to dobry budżet odpowiedzialnego rządu w trudnym czasie”.
Inne zdanie ma opozycja, które zarzuca m.in. zbyt niskie wydatki na zdrowie i oświatę, na inwestycje rozwojowe, czy energetyką. Za to zbyt duże pieniądze, zdaniem posłów m.in. Koalicji Obywatelskiej przeznaczane są np. na Telewizję Publiczną (2,7 mld zł), kancelarię premiera (1,5 mld zł), kancelarię prezydenta czy inne instytucje. - Lepiej byłoby te pieniądze przeznaczyć na inne cele – oceniają. Rząd ma też – zdaniem opozycji – zbyt duże możliwości stosowania „kreatywnych” rozwiązań zwiększających zadłużenie państwa.
Poprawki opozycji szły właśnie w kierunku wyeliminowania tych wad budżetu na 2023 r. Jednak w czwartkowych głosowaniach wszystkie przepadły. Uznanie Sejmu znalazły tylko poprawki zgłoszone przez koalicję rządzącą. Ostatecznie za ustawą budżetową zagłosowało 232 posłów, przeciw było 219, nikt nie wstrzymał się od głosu.
Teraz ustawa budżetowa trafi do Senatu. Jeśli ten wniesie poprawki, ustawa wróci do Sejmu, a następnie powinna trafić do podpisu prezydenta.
Ustawa zakłada, że dochody budżetu państwa w 2023 r. wyniosą 604,7 mld zł, wydatki - 672,7 mld zł, zaś deficyt ma być nie większy niż 68 mld zł. Deficyt całego sektora finansów publicznych ma wynieść ok. 4,5 proc. PKB, a dług - 53,3 proc. PKB. Wedle przewidywań rządu, w 2023 r. PKB wzrośnie o 1,7 proc., a średnioroczna inflacja wyniesie 9,8 proc.