W ramach jednolitego podatku, nad którym pracuje rząd, składka na ubezpieczenia zdrowotne najprawdopodobniej przestanie istnieć. Naciska na to m.in. minister zdrowia Konstanty Radziwiłł, bo sam przygotowuje plan wielkiej reformy zakładającej likwidację NFZ i zwiększenie wydatków na opiekę zdrowotną.
Wspólny worek
Zdaniem ministra Radziwiłła, system składkowy - w którym wielkość budżetu służby zdrowia jest determinowana przez wpływy ze tej składki - komplikuje bowiem możliwość zwiększenia nakładów. Patrząc z punktu widzenia podatnika, proponowane rozwiązania niewiele by jednak zmieniło.
- Po ewentualnej likwidacji składki zdrowotnej, nasze obciążenie daninami publicznymi nie spadnie - mówi Jeremi Mordasewicz, doradca Konfederacji Lewiatan. Dlaczego? Obecnie składka wynosi 9 proc, wynagrodzenia, ale prawie w całości (czyli 7,75 proc.) jest odpisywana od podatku. Łącznie obciążenie faktycznym odpisem na NFZ (1,25 proc.) i podatkiem PIT (18 proc. w I progu) wynosi więc ok. 19 proc. W jednolitym podatku, jeśli ma on spełniać warunek neutralności dla budżetu, ta łączna stawka nie powinna się zmienić.
- Obecnie jest tak, że mniej więcej połowa z naszego podatku idzie na konta NFZ, a połowa wpada do wspólnego worka, jakim jest budżet - wyjaśnia obrazowo Mordasewicz. - W nowym systemie może być tak, że część podatkowa nowej daniny, po wyłączenie składek na ZUS, będzie wędrować w całości do budżetu państwa, a dopiero stamtąd do budżetu służby zdrowia - dodaje.
Taka sama jakość
Z punktu widzenie finansów publicznych, to jaką ścieżką wędrują pieniądze też nie ma za bardzo znacznia, za to można by ograniczyć koszty administracyjne. Dziś pobór składki kosztuje ZUS ok. 100 mln zł rocznie.