– Popyt na mieszkania utrzymuje się na wysokim poziomie, napędzany niskimi stopami procentowymi, niskim bezrobociem, rosnącymi płacami. O ile nie wydarzy się jakaś katastrofa w skali makro, dobry popyt będzie się utrzymywać – ocenia Jarosław Szanajca, prezes Dom Development, największego dewelopera mieszkaniowego na GPW. – Jednak o ile w poprzednich latach popyt i podaż były zbilansowane, to w ostatnim czasie obserwujemy spadek podaży. Banki ziemi deweloperów się przerzedziły, a grunty są drogie, wzrosły też koszty wykonawstwa. W efekcie ceny mieszkań rosną. Taka sytuacja będzie się utrzymywać, bo branży trudno odbudować ofertę, tak by zaspokoić popyt – podsumowuje.
Liczne wyzwania
Sam Dom Development nieźle radzi sobie na trudnym rynku, choć i on mierzy się z wyzwaniami.
W II kwartale grupa sprzedała 802 mieszkania, najmniej od sześciu kwartałów, mimo że od czerwca ub.r. konsolidowane są wyniki trójmiejskiego Euro Stylu. Na koniec czerwca spółka miała w ofercie 2,8 tys. lokali, o 19 proc. mniej niż rok wcześniej, a w przygotowaniu niemal 7,1 tys.
Menedżerowie podkreślili, że wyniki sprzedaży w II kwartale byłby lepsze, ale z powodów administracyjnych na lipiec przesunął się start sprzedaży lokali w dużych projektach. – Jeśli chodzi o tempo uzyskiwania zgód, na budowę czy oddanie do użytkowania, sytuacja pogarsza systematycznie, a okres przedwyborczy nie pomaga w sprawnym funkcjonowaniu urzędów – przyznał Szanajca.
Menedżerowie zapewnili, że wzrost kosztów wykonawstwa jest rekompensowany rosnącymi cenami lokali. Firma nie ujawnia jednak, o ile podniosła średnie stawki za metr kwadratowy rok do roku. – Jesteśmy zadowoleni z uzyskiwanych marż – powiedział tylko Szanajca.