LOT po zaledwie kilku miesiącach je zawiesił. I nie ma w tym nic dziwnego, bo firma zachowywała się, jakby zwolniono z niej wszystkich profesjonalistów, którzy wiedzą, że uruchomienie połączenia to nie jeden lot powrotny, ale miesiące marketingowego wysiłku.
Połączenie Warszawa – Zielona Góra zostało zlikwidowane, bo samoloty Jet Air, jak powiedział prezes LOT, są niewygodne i głośne. Kiedy jednak władze Zielonej Góry zgodziły się dopłacić do tego połączenia, okazało się możliwe do zaakceptowania. Teraz LOT ma nadzieję, że hitem okaże się trasa Warszawa – Pekin. Z pewnością. Ale trzeba było to zrobić półtora roku temu, kiedy do Pekinu nie latał prawie nikt.
Rynek chiński się zapełnia, ceny biletów spadają tak bardzo, że i bogate linie wycofują się po latach zysków. LOT ma szczęście, że należy do najpotężniejszego na świecie sojuszu lotniczego, co pomaga znaleźć dodatkowych pasażerów, chociaż prezes naszego przewoźnika zachowuje się, jakby sojusz nie istniał. Konsekwentnie unika spotkań z kolegami prezesami innych linii. W Azji, a już szczególnie w Chinach, biznes robi się w ten sposób, że szefowie firm muszą się spotkać twarzą w twarz. I to nie raz, często poznają się również ich rodziny. Bo zaufanie buduje się latami. Potem razem zarabia się pieniądze. W połowie grudnia w Pekinie do Star Alliance zostanie przyjęty chiński przewoźnik Air China, który też chce latać z Pekinu do Warszawy. Jeśli i tam zabraknie prezesa LOT, nasz przewoźnik może się pożegnać z dobrym traktowaniem na pekińskim lotnisku.