To już druga w ciągu tego kwartału pożyczka dla największych polskich stoczni, które bezskutecznie czekają na prywatnego właściciela mającego wyciągnąć je z kłopotów. Od listopada wpompowano w nie 180 mln zł, a trzeba jeszcze rozwiązać problem miliardowych strat z tytułu nieopłacalnych zleceń.
Aby dotrwać do prywatyzacji, stocznie zadłużają się w państwowej kasie, bo już tylko ona chce im pomagać. Wiadomość o miliardowych stratach, jakie ma przynosić sprzedaż ich statków poniżej wartości, zniechęciła do współpracy nie tylko banki, ale i dostawców części, którzy niczego nie chcą już robić na kredyt.
Roma Sarzyńska, rzeczniczka ARP, zapewnia, że zarząd agencji już zgodził się na pożyczkę i teraz potrzebna jest tylko zgoda rady nadzorczej, czyli w praktyce resortu skarbu. Podobnie jest w Gdyni, dokąd ma trafić 54 mln zł pożyczki na wynagrodzenia. Kolejne takie wsparcie z kasy ARP może się okazać niezbędne wiosną, bo rozmowy z potencjalnymi kupcami mają się zacząć lutym.
Resort skarbu będzie sprzedawał pakiet 79 proc. akcji Stoczni Gdynia o wartości nominalnej 606 mln zł, a ARP 99 proc. udziałów w SSN o wartości 120 mln zł. Dariusz Adamski, członek rady nadzorczej Stocznia Gdynia, jest przekonany, że w lutym resort wybierze inwestora, z którym podejmie negocjacje.
W piątek wieczorem Ministerstwo Skarbu poinformowało, że do dalszych rozmów o warunkach zakupu Stoczni Gdynia wybrano spółkę Amber (należącą do szefa Złomreksu Przemysława Sztuczkowskiego) oraz izraelskiego armatora Ray Car Carriers, największego klienta spółki i posiadacza 16 proc. jej akcji.