Firmy wyspecjalizowane w przedhurcie zmieniają profil działalności lub znikają z rynku. – Typowo polski model przedhurtu, rozumiany jako zakup dużych ilości leków i ich odsprzedaż kolejnym hurtownikom, odchodzi do lamusa – twierdzi Andrzej Stachnik, dyrektor ds. międzynarodowego biznesu w ACP Pharma (dawne Orfe). – Zastępuje go system funkcjonujący od dawna na Zachodzie, gdzie hurtownia jest przede wszystkim firmą świadczącą wyspecjalizowane usługi logistyczne: zajmuje się przechowywaniem, składem, transportem leków, czasem i marketingiem, a dodatkowo handlem.
– Zmieniają się warunki handlu, najwięksi producenci wolą unikać zawierania umów z mniejszymi hurtowniami, które mogą się okazać niewypłacalne. Mniejsi muszą zaopatrywać się u głównych graczy, sami już nie pełnią roli pośredników – mówi Irena Rej, prezes Izby Gospodarczej Farmacja Polska. – Dotyczy to głównie obrotu najdroższymi lekami. Przedhurt staje się więc stopniowo luksusem zarezerwowanym dla największych firm na rynku dysponujących sieciami własnych aptek. Wciąż stanowi co najmniej 10 proc. ich obrotów.
Tendencję potwierdzają też sami producenci. – Firmy, zawierając wyłączną umowę z jednym hurtownikiem, mają poczucie większej kontroli nad tym, co się dzieje z ich produktami – mówi Marek Gnyś, prezes Polskiej Izby Przemysłu Farmaceutycznego i Wyrobów Medycznych Polfarmed.
Do zmniejszenia roli przedhurtu przyczyniła się też postępująca koncentracja na rynku dystrybucji farmaceutycznej.
Prawdziwym gwoździem do trumny drobnych dystrybutorów może się okazać tzw. mała nowelizacja prawa farmaceutycznego. Rząd PiS nie zdążył co prawda wprowadzić w życie projektu zakładającego sztywną marżę urzędową.