Pracownicy proponują podniesienie pensji zasadniczej o 550 zł brutto. Jak twierdzi PKP, oznacza to jednak realnie podwyżkę o tysiąc złotych miesięcznie. Od pensji zasadniczej uzależnione są bowiem różnego rodzaju premie i dodatki. Zarząd PKP szacuje, że przyjęcie żądań kolejarzy spowoduje dla trzech spółek grupy koszty 1 mld zł. W efekcie mogą one w pierwszej połowie tego roku stracić płynność finansową.

– Chcemy dalej negocjować, możemy też dojść do tej kwoty stopniowo – mówi Leszek Miętek, przewodniczący Konfederacji Kolejowych Związków Zawodowych. Jak mówił w piątek, trwające od września negocjacje z pracodawcami nic nie dały. PKP ripostuje. – Strajk jest nielegalny i będzie kosztował 15 mln zł dziennie. Związkowcy nie odnieśli się do ostatniej propozycji 330 – 400 zł podwyżki na osobę – mówi Krzysztof Mamiński, szef Związku Pracodawców Kolejowych. Związkowcy podważają też oficjalne dane spółki o pensjach w firmie – PKP twierdzi, że średnia pensja to 2,6 tys. zł brutto, a związkowcy, że maszyniści zarabiają średnio 2,2 tys. zł.

Zdaniem związkowców to jałmużna. – PKP proponuje realnie tylko 150 zł – reszta wynika z rynkowego wzrostu wynagrodzeń i ustawowej podwyżki płacy minimalnej – dodaje Miętek. Kierownictwo PKP twierdzi, że firma jest przygotowana do strajku i zagwarantuje transport zastępczy.

– Jeśli do niego dojdzie, zażądamy pokrycia strat w sądzie – dodaje Mamiński. Na 21 lutego związkowcy planują przeprowadzenie referendum w sprawie strajku generalnego.