Piątkowy spadek cen ropy naftowej do ok. 103 dolarów za baryłkę Brenta w Londynie wcale nie oznacza, że ten surowiec będzie nadal taniał.
– To nie spekulanci winni są temu, że ceny ropy przekraczają kolejne granice psychologiczne – tłumaczy Paul Sankey, analityk Deutsche Banku. Niemiecki bank skorygował w górę tegoroczne średnie ceny ropy do powyżej 100 dol. za baryłkę zarówno w tym roku, jak i w 2009.
Teraz przez jakiś czas wysokie ceny będzie wspierał niepokój o stabilizację na Bliskim Wschodzie. – To powrót przemocy wywindował teraz ceny. Nie ma co się dziwić, że inwestorzy są tym zdenerwowani. A nic nie podbija cen surowców tak jak nerwy – mówił w piątek Robert Laughlin z firmy analitycznej MF Global.
Adam Sieminski, szef analityków surowcowych z Deutsche Banku, tłumaczy, że nawet gorsza sytuacja w światowej gospodarce nie powstrzyma wzrostu cen, bo popyt na światowych rynkach w tym roku wzrośnie o milion baryłek dziennie.
Na innych rynkach doszło do wycofywania zysków. Skoro ropa drożeje, inwestorzy postanowili sprzedać nieco metali przemysłowych. Ucierpiało także złoto, na którym można było dotychczas zarobić najszybciej. W przypadku tego kruszcu, który kosztował w piątek 926 dol. za uncję, może dojść do głębokiej korekty cenowej, która spowoduje, że ceny spadną nawet poniżej 900 dol. Ale tylko po to, aby potem znów rosnąć. Każdy spadek kursu dolara przyniesie wzrost cen złota. Od tej zależności nie ma już żadnego odwołania.