Unia Europejska apeluje do Rosji i Ukrainy o rozwiązanie sporu gazowego. Ale nie jest w stanie uruchomić wewnętrznych mechanizmów pomocy krajom dotkniętym redukcją dostaw.
Brukselscy urzędnicy jak mantrę powtarzają tezę, że chodzi o spór między dwoma podmiotami komercyjnymi i nie ma miejsca na interwencję w tej sprawie ze strony unijnych władz. Jednak z dnia na dzień widać coraz większe zdenerwowanie.
– Jeszcze w poniedziałek mieliśmy prawo przypuszczać, że konsumenci w Unii nie są zagrożeni. Ale w nocy sytuacja zmieniła się dramatycznie – przyznał Ferran Taradellas, rzecznik Komisji Europejskiej. Cięcia w dostawach gazu bałkańską odnogą gazociągu nazwał kryzysem. Ale nie był w stanie wymienić żadnych konkretnych instrumentów pomocy ze strony UE na rzecz Bułgarii, Grecji czy Rumunii.
W Unii Europejskiej każdy musi sam dbać o swoje bezpieczeństwo energetyczne. W dyrektywie z 2004 roku jest co prawda zapis o tzw. mechanizmie solidarności, ale może on być uruchomiony dopiero, gdy zagrożonych jest aż 20 proc. dostaw gazu do całej Unii.
W czasie poprzedniego kryzysu gazowego trzy lata temu odcięciem dostaw dotkniętych było siedem państw, ale stanowiło to tylko 10 proc. importu całej UE. Polska zaproponowała już wcześniej, aby ten mechanizm wzmocnić. Solidarna pomoc następowałaby już wtedy, gdy zagrożone byłoby 50 proc. dostaw dla tylko jednego kraju Unii. Poza tym obecnie w dyrektywie mówi się o ośmiu tygodniach zakłóceń, a Polska zaproponowała cztery tygodnie w zimie i sześć tygodni w pozostałe pory roku.