Zdaniem specjalistów, sposobem na kryzys nie może być rozdawnictwo, czyli obniżki do 90 proc. Powód jest prosty — globalna recesja dotyka tak marki tanie, jak drogie.
— W czasie kryzysu firma powinna oferować wartość, a nie coraz niższe ceny. Lepiej pomyśleć, jak sprawić, by to, co oferujemy, było wyjątkowe, wtedy nie trzeba będzie ciąć cen. Nie chodzi o podkreślanie, że oferuje się coś najtańszego na rynku, ale o pomysł na biznes w nowych czasach — radził Simon Silvester, jeden z głównych menedżerów agencji Young&Rubicam na region Europy, Bliskiego Wschodu i Afryki na ubiegłotygodniowej konferencji Y&R o markach w czasie kryzysu.
W taką pułapkę łatwo mogą wpaść marki luksusowe, które zmagają się ze sporym spadkiem popytu. Zdziwienie ekspertów wzbudziły niedawne przeceny w butikach znanej amerykańskiej projektantki Donny Karan, które sięgały 90 proc.
Do tej pory marki z najwyższej półki owszem organizowały wyprzedaże, ale tej wysokości obniżki zarezerwowane były dla sklepów outletowych daleko poza centrami miast. Dlatego zdaniem analityków firmy na takiej polityce stracą, bowiem stali klienci nie będą zadowoleni z tłumów w sklepach i niskich cen za towary, za które oni wcześniej płacili setki lub tysiące euro.Poza tym to sama marka odpowiada za 77 proc. wartości całej firmy w przypadku Prady, czy 68 proc. u Bulgari.
Taki błąd popełnił Pierre Cardin, który licencje na swoje nazwisko wyprzedawał różnym firmom. Dlatego dzisiaj garnitur marki można kupić za tysiąc złotych, a perfumy za kilkadziesiąt złotych stoją także w polskich hipermarketach. Także Benetton z renomowanej marki zszedł na półkę Zary, zresztą znacznie lepiej zaprojektowanej i uszytej.