W zakończonym właśnie konkursie o wsparcie inwestycji w nowoczesne technologie wzięło udział 320 firm. To prawie 200 mniej niż rok wcześniej. Tym samym przedsiębiorcy wnioskowali o mniejszą pomoc z UE - w sumie o 5 mld zł wobec 6 mld zł w 2008 r. – Cóż, kryzys spowodował zahamowanie inwestycji – komentuje Mirosław Marek, wiceprezes firmy doradczej DGA.
Interesujące jest jednak to, że średnia wartość projektu, o którego współfinansowanie ubiegają się firmy, wzrosła w porównaniu z ubiegłym rokiem o ok. 21 proc. Obecnie przeciętna inwestycja to 37 mln zł. Najbardziej ambitne plany mają przedsiębiorstwa woj. podkarpackiego (47,9 mln zł) i pomorskiego (47,6 mln zł), najmniej - z zachodniopomorskiego (20,5 mln zł) oraz z warmińsko-mazurskiego (26,9 mln zł).
- Wzrost średniej wartości projektu jest intrygujący - mówi Beata Tylman z Deloitte. Tym bardziej ciekawy że wedle nowych reguł mniej funduszy europejskich w ramach projektu można przeznaczyć na budynki i hale, więcej trzeba przeznaczyć na maszyny, nowe linie technologiczne, licencje czy patenty. - Na tej podstawie można wnioskować, że w kwietniowym konkursie można spodziewać się naprawdę innowacyjnych projektów - uważa Tylman.
Sam wzrost średniej wartości inwestycji można tłumaczyć tym, że o dotacje ubiegało się mniej małych i średnich firm, udział dużych za to wzrósł. Powodów takiej sytuacji może być kilka. – Przedsiębiorstwa z sektora MSP mają duże problemy z uzyskaniem promesy kredytowej, a więc z dopięciem finansowania swoich przedsięwzięć – zauważa Paweł Tynel z Ernst&Young. Poza tym wiele z nich ogranicza inwestycje do niezbędnego minimum. Tym samym nie mogą przekroczyć progu wynoszącego 8 mln zł, który uprawnia do startu po granty z programu Innowacyjna Gospodarka (działania 4.4).
Istotna mogła być także zmiana reguł podziału unijnej pomocy. Zniknęły kryteria, które dyskryminowały duże firmy oraz inwestycje typu greenfield (realizowane od podstaw). – Teraz te podmioty mają większe szanse na dotacje, dlatego chętniej się o nie starają – uważa Mirosław Marek.