14 państw, które przeznaczyły na wsparcie popytu na auta od kilkudziesięciu milionów do kilku miliardów euro, uchroniło europejską motoryzację od upadku. Choć w większości z nich liczba rejestracji nowych pojazdów zmalała w porównaniu z ubiegłym rokiem, to bez dopłat spadki byłyby o wiele głębsze.
Najwięcej na dopłatach skorzystał rynek niemiecki, gdzie od stycznia do października liczba rejestracji wzrosła o jedną czwartą rok do roku. Rejestracji przybyło także, choć już zdecydowanie mniej, w Austrii i we Francji – odpowiednio o 6 i 4 proc.
Wszystkie te trzy kraje stosunkowo szybko zdecydowały się na wspomaganie sprzedaży dopłatami. Podobnie zrobiono we Włoszech i tam rejestracje spadły tylko o 4 proc. Natomiast Hiszpania i Wielka Brytania, które wprowadziły dopłaty później, odnotowały spadek rejestracji za dziesięć miesięcy o 24 i 31 proc., choć w samym październiku miały duże zwyżki. Dlatego wyraźna zmiana w krajach Unii nastąpiła dopiero w drugiej połowie roku. Gdy bowiem w styczniu rejestracje w UE zmalały o 27 proc., a w pierwszym kwartale o 17 proc., od czerwca ich liczba zaczęła systematycznie rosnąć. W rezultacie w październiku tego roku było ich o 11 proc. więcej.
Liczba zakupionych aut w krajach, gdzie nie było dopłat, przedstawia się znacznie gorzej. W Polsce, która na tle całej UE ma wyjątkowo dobrą sytuację gospodarczą, spadek rejestracji liczony do ubiegłego roku sięga 17 proc. Z kolei na Łotwie wynosi nawet 80 proc.
Dopłaty zwiększyły popyt głównie na małe samochody. Na rynku niemieckim aż 84 proc. dopłat przeznaczono na zakup takich aut, w Wielkiej Brytanii 76 proc. Pomogło to m.in. fabryce Fiata w Tychach, która już pomiędzy styczniem a czerwcem trzykrotnie zwiększyła sprzedaż na rynku niemieckim. Zyskał również Opel – za sprawą Corsy zwiększył w drugim kwartale sprzedaż o 45 proc. i był to dla niego najlepszy kwartał od 2000 roku.