Przy cenach benzyny oscylujących w okolicach 5 zł przejazd, szczególnie dla pary bez dzieci, okazuje się droższy niż dolot. Przykładowo koszt podróży samochodowej do Les Orres we Francji to 230 euro.
Z kolei do Grenoble we Francji czy włoskiego Mediolanu można w marcu dolecieć za 100 euro od osoby z opłatami. Oprócz względów ekonomicznych nie do przecenienia jest też wygoda: zamiast kilkunastu godzin za kółkiem otrzymujemy dwugodzinny lot z przekąską i napojem. Co więcej, niektóre linie lotnicze, np. Lufthansa, przy wcześniejszej rezerwacji za przewóz sprzętu narciarskiego nie pobierają dodatkowej opłaty.
– Dopóki większość z nas na narty jechała samochodem, wybór np. Austrii był oczywisty. Jednak teraz, wraz z co roku rosnącą liczbą osób wybierających ofertę z dolotem, rośnie zainteresowanie Francją – mówi Emilia Bratkowska, dyrektor ds. sprzedaży w Rainbow Tours.
– Wielu narciarzy zna włoskie stoki na pamięć, więc Francja jawi im się jako atrakcyjna alternatywa.
Popularność wyboru samolotu na rzecz auta rośnie wraz z odległością ośrodka narciarskiego. – Uruchomione w zeszłym roku przez Danube Wings połączenie Warszawa – Poprad działało tylko przez jeden sezon – zauważa Piotr Burda z portalu Narty.pl. Różnica w cenie między dolotem a dojazdem kalkulowała się na tyle niekorzystnie, że mimo konieczności korzystania z polskich dróg narciarze wybierali podróż lądową.