Ceny ropy naftowej sięgnęły we wtorek 120 dolarów. – Jeśli po Libii dojdzie do przerw produkcji w jakimkolwiek innym kraju, świat czeka racjonowanie paliw – ostrzegają banki inwestycyjne. Deutsche Bank dodaje: ceny ropy zbliżają się do poziomu, który zagraża globalnemu wzrostowi.
Według ocen zaangażowanego w Libii włoskiego ENI Libijczycy produkują dzisiaj 400 tys. baryłek dziennie, wobec 1,5 mln baryłek przed zamieszkami. Zdaniem analityków Barclays Bank i Citi nie ma co liczyć na spadek cen, chyba że na rynku znajdzie się więcej ropy.
Cenami zaniepokojeni są również Saudyjczycy, jedyni, którzy są w stanie uzupełnić niedobory w libijskich dostawach. Może to jednak nie być takie proste, bo OPEC przewodniczą Irańczycy, którzy są zwolennikami wysokich cen. Jeszcze we środę saudyjski minister ds. ropy Ali al Naimi zapewniał, że nawet bez uzgodnień z OPEC Arabia jest w stanie zwiększyć produkcję, a jego współpracownicy wysyłali zapytania do rafinerii w Europie, jakiej ropy i w jakich ilościach potrzebują. – Na razie usłyszeliśmy od Saudyjczyków wiele deklaracji, ale nic dotychczas nie zrobili – uważa Mark Fletcher, analityk Citi. Tyle że dotychczas wystarczała deklaracja al Naimiego, żeby ceny spadły. Wolne moce Saudyjczyków wynoszą według wyliczeń analityków 4 – 6 mln baryłek dziennie. To z powodzeniem zrekompensowałoby straty w produkcji libijskiej.