Po pięciu miesiącach roku sytuacja na polskim rynku aut mocno zaskakuje. Klienci indywidualni, mający być w tym roku podporą salonów, ograniczyli zakupy nowych samochodów o przeszło 10 proc. Z kolei przedsiębiorcy, nie tak dawno szturmujący dilerów, by zdążyć przed likwidacją kratki, którzy według prognoz teraz mieli właśnie ograniczyć zakupy, niespodziewanie je zwiększają. Co prawda niewiele – o niecałe 2 proc. – ale ten trend może się umocnić.
– Sytuacja odbiega od wcześniejszych przewidywań. Tam, gdzie zakładano spadki sprzedaży, nastąpił wzrost, a gdzie sprzedaż miała rosnąć, zmalała – przyznaje prezes Instytutu Badań Rynku Motoryzacyjnego Samar Wojciech Drzewiecki.
Na osoby prywatne od stycznia do końca maja zarejestrowano 61,7 tys. nowych samochodów. To o 7 tys. mniej niż przed rokiem, choć wydawało się, że poprawa sytuacji gospodarczej i blisko 10-proc. wzrost płac przyciągną tę grupę kupujących do salonów. W dodatku nic nie wskazuje, by popyt w tym segmencie miał jeszcze w tym roku wzrosnąć. Przeciwnie: tradycyjny sezon największych zakupów dokonywanych przez klientów indywidualnych już minął.
Wszyscy stawiają na firmy
Natomiast udział w rynku firm, choć jest mniejszy niż osób prywatnych (54,7 proc. do 45,3 proc.), ma szanse dalej rosnąć. Potwierdza to m.in. opublikowany w połowie czerwca raport międzynarodowej instytucji badawczej Corporate Vehicle Observatory: 42 proc. menedżerów administrujących flotami w polskich firmach prognozuje zwiększenie liczby swych aut w ciągu najbliższych trzech lat. To najlepszy wynik od 2008 roku i zdecydowanie lepszy od prognoz w innych krajach UE, gdzie wzrost firmowych flot zakłada jedynie 25 proc. badanych.
Na co jest popyt? Dalej ogromnym powodzeniem cieszą się nieduże auta terenowo-rekreacyjne typu SUV. Już w ubiegłym roku ta część rynku aut rozwijała się znacznie szybciej niż pozostałe. Według Samaru ich sprzedaż od stycznia do maja bieżącego roku w porównaniu z ubiegłym zwiększyła się o przeszło 10 proc., a udział w rynku wzrósł z 9,7 do 11,3 proc.