Od środy korzystanie z Ubera jest nielegalne. Sama firma, jeśli nie zaprzestanie swojej działalności, zostanie ukarana grzywną w wysokości 25 tys. euro za nieprzestrzeganie zasad transportu publicznego obowiązującego w stolicy Niemiec.
Przedstawiciele Ubera zapowiadają, że odwołają się od tej decyzji, która ogranicza wybór konsumentom, jeśli chodzi o sposób poruszania się po mieście.
- Jako nowy gracz na rynku wprowadziliśmy konkurencję na berliński rynek transportowy. Ten rynek nie zmieniał się od lat. Konkurencja jest dobra dla wszystkich. Podnosi poprzeczkę jakości usług, a zyskuje na tym konsument - powiedział w reakcji na decyzję berlińskich władz Fabien Nestmann, dyrektor generalny Ubera na rynku niemieckim.
Władze berlińskie są jednak nieubłagane. W wydanym oświadczeniu zapewniają, że dla nich najważniejsza jest ochrona konsumentów i tylko o to chodzi w całej sprawie. Nie można więc tolerować sytuacji, w której pasażerowie mieliby korzystać z usług kierowców nie posiadających licencji uprawniających ich do przewozu osób.
Nie jest to pierwsze miasto, w którym Uber napotyka na problemy, ponieważ gdzie tylko się pojawi korporacje taksówkarzy natychmiast ruszają do akcji i robią wszystko, aby tę konkurencję usunąć. Jak na razie Uber funkcjonuje w 24 miastach amerykańskich, 24 w Europie,7 na Bliskim Wschodzie i 27 w Azji. Do Warszawy aplikacja weszła nieco ponad tydzień temu. Ostatnio sygnalizowane były kłopoty w Indiach oraz w stolicy Indonezji-Dżakarcie. To jednak w Europie opór wydaje się największy. W czerwcu protestowały korporacje taksówkowe w Hiszpanii,Francji, w Niemczech oraz we Włoszech. We Francji, na początku sierpnia Uber otrzymał polecenie zmiany systemu płatności, jeśli w ogóle zamierza kontynuować działalność w tym kraju. W lipcu działalność Ubera została zastopowana w Hamburgu.