Informacja wydawała się logiczna,bo Irlandczycy wielokrotnie mówili o takich planach. Tymczasem w piśmie wysłanym do LSE czytamy „Zarząd Ryanair Holdings P.L.C. pragnie wyjaśnić, że nie brał pod uwagę, a tym bardziej nie zatwierdził planów jakichkolwiek lotów atlantyckich i nie planuje tego robić".
Prezes Ryanaira, Michael O'Leary w rozmowie z „Rzeczpospolitą", mówił miesiąc wcześniej ,że jest to logiczny rozwój rynku europejskiego, gdzie Ryanair jest już największym przewoźnikiem. Kiedy więc szef marketingu i sprzedaży tej linii, Kenny Jacobs powiedział „Financial Times", że nie dosyć, że plany zostały zaakceptowane przez zarząd, to są już także porty z których i do których irlandzka linia ma latać, wydawało się, że wszystko jest oczywiste i od 2019 przy dużym szczęściu będzie można kupić bilet z Europy za Atlantyk za 10 euro/funtów. Tych taryf zresztą Ryanair podał więcej, co zwiększyło wiarygodność informacji. Kenny Jacobs powiedział również, że lotami atlantyckimi zajmie się wydzielona spółka Ryanaira.
Potem nastąpiła cisza. To zrozumiałe, bo dzień Świętego Patryka, patrona Irlandii jest na wyspie wielkim świętem. Biuro prasowe nie odbierało telefonów, a wiadomość zaczęła żyć własnym życiem, analitycy ją uwiarygodnili podkreślając, że jeśli jakakolwiek linia ma to zrobić i odnieść sukces, to może to być wyłącznie Ryanair. Ich zdaniem w tym przypadku zadziałałoby prawo skali, bo Ryanair już teraz przewozi rocznie (2014) 89 mln pasażerów i ma pieniądze - bo ten rok finansowy zakończy zyskiem netto sięgającym 900 mln euro. Tę skalę miało gwarantować na początek otwarcie 12-14 tras atlantyckich. W informacji wysłanych do innych mediów, w tym do „Rzeczpospolitej" Ryanair informował, że istnieje już odpowiedni business plan, ale wszystko jest jeszcze uzależnione od pozyskania odpowiednich maszyn.
Te plany spodobały się analitykom, ale nie inwestorom. Kiedy Ryanair z Irlandczykami świętował Św. Patryka, akcje staniały w ostatni wtorek o 3 proc. i dopiero w ostatni piątek odzyskały 1,7 proc. utraconej wartości.
Michael O'Leary, prezes Ryanaira teraz tłumaczy niezręczną sytuację w typowy dla siebie sposób: