32 mld zł. Tyle wynosił Polski budżet na obronność, gdy w 2014 r. Norweg Jens Stoltenberg obejmował stanowisko sekretarza generalnego sojuszu północnoatlantyckiego. W 2024 r. Polska ma wydać prawie 160 mld zł, czyli nominalnie aż pięć razy więcej. Z mniej niż 2 proc. PKB doszliśmy do ponad 4 proc. PKB. I choć tego planu najpewniej nie uda się w całości zrealizować, to wzrost polskiego budżetu na obronność dobrze ilustruje przemianę, jaką pod wodzą Stoltenberga przeszedł sojusz.
Walia jako początek
Były premier Norwegii objął stanowisko w Kwaterze Głównej w Brukseli tuż przed nielegalną aneksją Krymu przez Rosję. Pierwszym ważnym szczytem liderów państw NATO, któremu przewodził, był ten w Walii w 2014 r. Wówczas sojusz liczył 28 państw członkowskich i tylko trzy z nich na obronność wydawały co najmniej 2 proc. swojego PKB. Były to Grecja, Wielka Brytania i Stany Zjednoczone. W sumie europejscy sojusznicy wydawali wtedy na obronność zaledwie 1,47 proc. PKB, co stanowiło 235 mld dol.
Tamto spotkanie można traktować jako początek rewolucji w sojuszu – wówczas podjęto polityczne zobowiązanie, że w ciągu dziesięciu lat wszyscy sojusznicy będą wydawać co najmniej 2 proc. PKB na obronność. – To był szczyt historyczny w kontekście konfrontacji z Rosją. Wtedy NATO się zorientowało, że zaczyna się nowa era, którą dziś można nazwać nową zimną wojną. Sojusz rozpoczął przechodzenie z koncentracji na misjach ekspedycyjnych (m.in. w Afganistanie) do powrotu do korzeni – znów zaczął się skupiać na obronie swojego terytorium, obronie kolektywnej - mówi „Rzeczpospolitej” gen. Stanisław Koziej, który jako szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego brał udział w szczycie w Walii.
Czytaj więcej
W najbliższych latach krajowa produkcja zacznie odgrywać coraz większą rolę przy modernizacji Wojska Polskiego, a to może przynieść dodatkowe korzyści gospodarcze. Ale zbyt duże wydatki na obronność nie pomagają wzrostowi gospodarczemu.