Właśnie kończą się największe targi zbrojeniowe w Europie Środkowo-Wschodniej, czyli Międzynarodowy Salon Przemysłu Obronnego w Kielcach. Tym razem zabrakło wielkich, spektakularnych umów na zakup uzbrojenia dla Wojska Polskiego, ale w sumie… nie jest to nic złego. Akurat w tym przypadku rację ma szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego Jacek Siewiera, twierdząc, że nie ma sensu działać na szybko, pod presją czasu.
W każdym razie, tak jak pisaliśmy jako pierwsi na łamach „Rzeczpospolitej”, umowy na czołgi K2, którą zapowiadał wicepremier minister obrony Władysław Kosiniak-Kamysz, nie podpisano. Ale to nie znaczy, że nie zostanie ona sfinalizowana w najbliższych miesiącach.
Czytaj więcej
Dziś zostanie upubliczniony katalog produktów polskiej zbrojeniówki i przemysłu bezpieczeństwa. To ma być narzędzie do promocji eksportu.
MON przegrywa z ministrem finansów
Jakie wnioski płyną z tej imprezy? Po pierwsze, można zaryzykować tezę, że czasy podpisywania wielkich spektakularnych zakupów uzbrojenia – co kilka tygodni na co najmniej kilkanaście miliardów złotych – powoli odchodzą do lamusa. Oczywiście, jeszcze kilka takich transakcji jest przed nami. Być może wspominane już czołgi K2, na pewno produkowane przez polski przemysł zbrojeniowy wozy bojowe Borsuk, najpewniej artyleria rakietowa Himars.
Jednak już np. szybkiego podpisania umowy na zakup okrętów podwodnych (nie mylić z deklaracjami o chęci zakupu) nie ma się co spodziewać. W każdym razie takiej ofensywy kontraktowej jak w 2022 r. oczekiwać nie ma sensu. Niedawna umowa na zakup 96 śmigłowców AH-64 Apache to jeden z ostatnich rozdziałów tej opowieści.