Buzek: Produkcja energii z węgla to decyzja Polski, a nie Unii

Odkąd zaczęły się pojawiać propozycje odnośnie do rewizji systemu EU ETS, której projekt autorstwa KE leży na stole od lipca, rząd nie zajął stanowiska w tej sprawie – mówi nam prof. Jerzy Buzek, były szef Parlamentu Europejskiego.

Aktualizacja: 13.02.2022 22:50 Publikacja: 13.02.2022 21:00

Buzek: Produkcja energii z węgla to decyzja Polski, a nie Unii

Foto: materiały prasowe

Za wzrost kosztów prądu w Polsce odpowiadają zaniechania transformacji czy zbyt szybko galopująca polityka klimatyczna?

Narracja o „galopującej" polityce klimatycznej – a coraz częściej ją słyszę – jest, mówiąc delikatnie, nieuczciwa. To nie żaden galop: to trend, który może nieco przyśpieszył w ostatnich sześciu–siedmiu latach, ale trwa od 15 lat. To wtedy, w 2007 r., śp. prezydent Lech Kaczyński i premier Jarosław Kaczyński postanowili nie wetować na szczycie Rady Europejskiej pierwszego unijnego pakietu klimatycznego, znanego potem pod nazwą „3x20". I żeby była jasność: postąpili słusznie, choć ich własny obóz polityczny do dziś strasznie się tej decyzji wstydzi.

Później było przyśpieszenie – od 2015 r. i porozumienia paryskiego wynegocjowanego przez rząd PiS. Jego konsekwencją jest cel neutralności klimatycznej dla Unii Europejskiej do 2050 r. i – prowadzący do niego – wyższy, co najmniej 55-proc., cel redukcji emisji CO2 do 2030 r. I na jedno, i na drugie zgodziły się obecne polskie władze w 2019 i 2020 r. Pytanie jednak zasadnicze: czy podejmując te zobowiązania, traktowano je serio? I czy robiono cokolwiek, by je rzetelnie wypełnić? Niestety, odpowiedź brzmi: „nie". A przecież, pozostając przy metaforze z galopem: jak się stanęło do „Wielkiej Warszawskiej" na Służewcu, trudno się oburzać, że skala wyzwania jest większa niż w szkółce jeździeckiej. W ciągu tych 15 lat wiele państw UE – Hiszpania, Grecja, kraje bałtyckie, kraje Grupy Wyszehradzkiej – w działaniach na rzecz klimatu zrobiło kolosalny postęp: postawiły na szybki rozwój energetyki odnawialnej, zdecydowane odchodzenie od węgla, niektórzy – na atom. My ten czas zmarnowaliśmy, a ostatnie siedem lat to już głównie dramatyczne cofanie się. Najlepszy przykład – ustawa odległościowa przekreślająca rozwój lądowej energetyki wiatrowej. Zamiast odpowiedzialnie wychodzić z węgla, rządzący nieodpowiedzialnie opowiadali, że mamy go na 200 lat. Stracono czas i ogromne środki wpływające cały czas do polskiego budżetu: z samego systemu handlu uprawnieniami do emisji CO2 (EU ETS) było to minimum 60 mld zł, z czego 28 mld zł tylko w 2021 r.

Niezależnie od tego proponuje pan korektę ETS. Na czym ona ma polegać?

W Parlamencie Europejskim zgłosiłem poprawkę, która wyklucza instytucje finansowe – banki czy fundusze inwestycyjne – z tego rynku. Udział w nim byłby ograniczony do podmiotów, które albo – jak firmy energetyczne, ciepłownicze, energochłonne – kupują uprawnienia na własny użytek, albo w imieniu i na potrzeby tych przedsiębiorstw. Nawet bowiem jeśli system ETS odpowiada dziś w Polsce – jak wyliczyli niezawodni eksperci Forum Energii – za jedynie 23 proc. rachunku za prąd, warto przeciwdziałać ryzyku spekulacji na tym rynku, negatywnie rzutującym na ceny uprawnień.

Czy kiedy w 2018 r. wprowadzano dyrektywę MIFID II (dyrektywa w sprawie rynków instrumentów finansowych), na mocy której instytucje finansowe weszły na rynek handlu uprawnieniami nie zdawano sobie sprawy z konsekwencji ewentualnego ryzyka spekulacji?

Kwestia uprawnień ETS to zaledwie wąski wycinek tej regulacji. I nie wiem czy nie zadziałał tu mechanizm, który znamy również z taksonomii: i jednym i drugim aktem prawnym - co do zasady dotyczącymi rynków kapitałowych oraz usług i instrumentów finansowych - zarówno w Komisji Europejskiej, jak i Parlamencie i Radzie, zajmowali się głównie eksperci od tych właśnie tematów. I zapewne niekoniecznie patrzyli oni na MIFID II czy taksonomię przez pryzmat wyzwań i kosztów transformacji energetycznej czy stabilności systemu energetycznego i bezpieczeństwa energetycznego. Co istotne, pierwsze sygnały o możliwych konsekwencjach MIFID II dla systemu ETS zaczęły docierać do mnie od przemysłu z 3 lata temu - było to już po zakończeniu prac nad dyrektywą MIFID II. A co gorsze, ówczesna reforma ETS także była wtedy sfinalizowana.

Zastrzeżeń wobec ewentualnych spekulacji nie podziela europejski nadzór finansowy (ESMA) w swoim wstępnym raporcie. Na początek tego roku zapowiedziano pełen raport. Spodziewa się Pan w nim informacji o możliwych spekulacjach?

Ten raport nie analizował sytuacji przed wejściem w życie MIFID II. A bez tego ciężko o miarodajne porównania. ESMA, co sama poniekąd przyznała, opierała się ponadto na niepełnych danych rynkowych. Zobaczymy zatem jak i czemu dokładnie przyjrzy się teraz - od tego zależeć będą końcowe wnioski ostatecznego raportu.

Jak obecność instytucji finansowych mogła wpłynąć na ceny uprawnień do emisji CO2?

Od 2016 r. wzrosły one 15-krotnie i zbliżają się do 100 euro. Komisja Europejska – analizując osiągalność przez Unię celów redukcji emisji CO2 na 2030 i 2050 r. – przewidywała takie kwoty dopiero w latach 30.!

Widzę tu więc dwa scenariusze. Albo instytucje finansowe się do tych cen przyczyniają – wówczas należy to ukrócić, bo podraża i komplikuje to proces transformacji, czyniąc go na dodatek zupełnie nieprzewidywalnym. Albo, i to drugi wariant, nie miały one większego wpływu na obserwowane skoki cenowe, co – paradoksalnie – jedynie potęguje pytania o wartość dodaną ich udziału w tym rynku. W tym scenariuszu należałoby system ETS uszczelnić, choćby tylko po to, by wyeliminować wszelkie wątpliwości i uspokoić atmosferę wokół niego. Wśród antyunijnych polityków i tak stanowi on jeden z ulubionych celów ataków, zwykle zresztą kompletnie chybionych.

Europoseł Peter Liese, z tej samej formacji politycznej co pan, także proponuje reformy EU ETS. To początek zmian?

Wierzę, że ta propozycja będzie swoistym zalążkiem i przyspieszy konstruktywne załatwienie tej kluczowej, również dla nas, sprawy w ramach trwającej właśnie reformy ETS. Jest na to szansa. Deklaracje Petera Liese są budujące, podobnie jak fakt, że moją poprawkę – już na początku – poparł szef Komisji Przemysłu, Badań i Energii PE oraz grupa europosłanek i europosłów z różnych krajów UE. To przecież temat ważny nie tylko dla nas, Bułgarów, Rumunów i Słoweńców, ale też Niemców, Greków, Hiszpanów czy Włochów. Sukces zależy także od tego, czy Polska zbuduje wokół tego postulatu większość w Radzie. W tym kontekście martwi mnie, że blisko półtora roku po tym, jak zaczęły się pojawiać propozycje odnośnie do obecnej rewizji ETS – której projekt autorstwa KE leży na stole od lipca – rząd nadal nie ma stanowiska w tej sprawie i jeździ do Brukseli z postulatami zawieszenia całego systemu ETS.

Czy poza taką „asertywną" postawą wobec UE są prowadzone ze strony rządu merytoryczne rozmowy dotyczące strategii energetycznej?

Nie lubię słowa „asertywność" w polityce, zwłaszcza takiej jak nasza – podlewanej propagandą. Zbyt często kryje się za nim bezceremonialność, zachowania wrogie i agresywne. Dokładnie tak jest w tym przypadku. I zobaczmy: notyfikacja umowy z górnikami, która ciągnie się od półtora roku i końca nie widać; utworzenie NABE; większe środki na transformację w ramach Funduszu Modernizacyjnego czy Społeczno-Klimatycznego; pakiet Fit for 55 – kluczowy choćby dla polskiego ciepłownictwa; reforma ETS; nowe rozporządzenie metanowe, które w obecnym kształcie oznaczałoby konieczność zamknięcia wszystkich kopalń w okolicach 2030 r. To kilka z brzegu najistotniejszych tematów z obszaru energetyki, które powinny być przedmiotem negocjacji polskich władz z Brukselą.

A co robi rząd? Pomijam sprawę praworządności, Krajowego Planu Odbudowy i kolejnych wyroków Trybunału Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej; kwestionowanie prymatu prawa unijnego; ostentacyjne lekceważenie wyroków Trybunału Sprawiedliwości UE i niepłacenie zasądzanych za to kar. Pomijam nowe rozporządzenie ws. budowy morskich farm wiatrowych na Bałtyku, faworyzujące spółki Skarbu Państwa i niezgodne z prawem UE. Ale to wszystko mało: władza daje zielone światło na tzw. kampanię „żarówkową" o cenach energii w Polsce. To jakiś obłęd.

Jak pan ocenię tę kampanię i tezę, że za 60 proc. kosztów produkcji energii odpowiada UE – choć z kontekstu wynika, że to opłata za rachunek?

W tym sedno sprawy: opłata za rachunek to zupełnie co innego niż koszty produkcji energii. W rachunku mamy łączną opłatę za przesył energii, rynek mocy, akcyzę, marżę, VAT, ale również za samą produkcję energii.

W rezultacie w rachunku już tylko 23 proc. opłaty związane jest z polityką klimatyczną Unii. Stwierdzenie: „opłata klimatyczna UE to aż 60 proc. kosztów produkcji energii", sugeruje, że to uniwersalna prawda. A to raczej uniwersalna manipulacja. Po pierwsze – to w Polsce tyle się jej płaci, produkując prąd z węgla. Generalnie, kto emituje mniej CO2, np. stosując gaz, płaci mniej; a kto nic nie emituje – bazując na OZE czy atomie – w ogóle nic nie płaci! Ale to decyzja Polski, a nie Unii, że 70 proc. energii nadal wytwarzamy z węgla i chcemy przy nim trwać do 2049 r. Po drugie – pieniądze ze sprzedaży uprawnień do emisji CO2 trafiają do polskiego budżetu, nie unijnego. I po trzecie – statystyczny Polak, nawet dobrze wykształcony, słabo zdaje sobie sprawę, że „koszt produkcji energii" to nie to samo co „opłata za rachunek", który jest w sumie najistotniejszy, bo płaci się go co miesiąc, a za obecnych rządów jest coraz wyższy. I autorzy tej akcji dokładnie na to niezrozumienie liczą: inaczej nie pisaliby jeszcze na dole swoich billboardów, że „polityka klimatyczna UE = wysokie ceny". Ta kampania to najbardziej perfidna i szkodliwa inicjatywa tego typu po 1989 r., finansowana – de facto – ze środków państwowych. Nie stoi za nią żaden ważny „interes społeczny"; co najwyżej doraźny interes tych, którzy chcą zbijać kapitał polityczny na budowaniu antyunijnych nastrojów. Ta nieszczęsna żarówka symbolizuje dla mnie jedno: światło gaszone przez rząd PiS dla Polski, Polek i Polaków w Unii. Nie pozwólmy na to.

Jerzy Buzek, eurodeputowany PO ze Śląska. Były premier, były przewodniczący Parlamentu Europejskiego, były szef Komisji Przemysłu, Badań Naukowych i Energii PE, a obecnie jej członek. Jest pomysłodawcą Funduszu Sprawiedliwej Transformacji.

Za wzrost kosztów prądu w Polsce odpowiadają zaniechania transformacji czy zbyt szybko galopująca polityka klimatyczna?

Narracja o „galopującej" polityce klimatycznej – a coraz częściej ją słyszę – jest, mówiąc delikatnie, nieuczciwa. To nie żaden galop: to trend, który może nieco przyśpieszył w ostatnich sześciu–siedmiu latach, ale trwa od 15 lat. To wtedy, w 2007 r., śp. prezydent Lech Kaczyński i premier Jarosław Kaczyński postanowili nie wetować na szczycie Rady Europejskiej pierwszego unijnego pakietu klimatycznego, znanego potem pod nazwą „3x20". I żeby była jasność: postąpili słusznie, choć ich własny obóz polityczny do dziś strasznie się tej decyzji wstydzi.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Biznes
Setki tysięcy Rosjan wyjadą na majówkę. Gdzie będzie ich najwięcej
Biznes
Giganci łączą siły. Kto wygra wyścig do recyclingu butelek i przejmie miliardy kaucji?
Biznes
Borys Budka o Orlenie: Stajnia Augiasza to nic. Facet wydawał na botoks
Biznes
Najgorzej od pięciu lat. Start-upy mają problem
Biznes
Bruksela zmniejszy rosnącą górę europejskich śmieci. PE przyjął rozporządzenie