Ambasador Chin w Wielkiej Brytanii Liu Xiaoming oświadczył, że stosunki między krajami mogą się znacznie pogorszyć. Powodem jest opóźnienie Londynu w wydaniu decyzji o rozpoczęciu budowy elektrowni atomowej Hinkley Point w angielskim hrabstwie Somerset.
W Wielkiej Brytanii nie budowano tego typu siłowni od 1987 roku. Wyspy w dużym stopniu zależą od energii z atomu. W szczytowym 1997 roku z 15 pracujących reaktorów pochodziło 26 proc. prądu. Obecnie jest to ok. 20 proc. Dwa nowe bloki (o mocy łącznej 3,2 GW) mają zapewnić jeszcze około 7 proc. dostaw energii elektrycznej.
Podjęcie decyzji o nowej elektrowni zajęło władzom brytyjskim pięć lat. W tym roku w lipcu ogłoszono, że Hinkley Point wybuduje francuski państwowy GDF Suez, od niedawna znany pod nową nazwą Engie. Reaktory dostarczy Areva.
Inwestycji może zaszkodzić postawa nowej brytyjskiej premier. Theresa May chce, by jej gabinet jeszcze raz przyjrzał się inwestycji, dla której ma udzielić gwarancji. Według doniesień medialnych (m.in. „Financial Timesa") nowa premier ma mieć wątpliwości co do chińskiego udziału w projekcie. Chodzi o General Nuclear Power Corporation – chińskiego inwestora Engie, który ma opłacić jedną trzecią kosztów budowy elektrowni. A te są obliczane na 18 mld funtów (23,5 mld dol.), choć przeciwnicy mówią nawet o 21 mld funtów.
– Mam nadzieję, że Wielka Brytania pozostawi otwarte drzwi dla Chin, nie przestanie wspierać Hinkley Point i podejmie decyzję jak można najwcześniej, co pozwoli ją rozpocząć i udanie zrealizować – podkreślił chiński ambasador.