Ten pomysł krytykowany jest przez wszystkich: podróżnych, bo to oni płacą za wydłużony pobyt w hotelach i rujnuje im plany biznesowe, linie lotnicze, bo mają bałagan w rezerwacjach. I same hotele, bo na niektóre tygodnie pojawiły im się podwójne rezerwacje.
Władze Hongkongu podjęły decyzję o wydłużeniu kwarantanny, o której bezsensowności mówią nawet służby sanitarne, dosłownie z godziny na godzinę, w ostatnie Boże Narodzenie. A pasażerowie, którzy wylądowali tam w pierwszy dzień świąt nie mogli opuścić lotniska, dopóki nie zapewnili sobie przedłużenia rezerwacji w hotelu, w którym wcześniej mieli zapewnione kwarantannowe lokum. Przepisy zmieniły się, kiedy byli w powietrzu. Już negatywne wyniki testów na zakażenie COVID-19 nie były wystarczające.
Bałagan narastał, jak pisze „New York Times”, bo najczęściej hotele, które zostały wyznaczone przez władze do wynajmowania pokojów osobom na kwarantannie, jeśli nie mogły pobytu przedłużyć o tydzień, kasowały całą rezerwację i niekoniecznie były skłonne do zwracania pieniędzy za niewykorzystany pobyt. Opłaty wniesione z góry można odzyskać, ale do tego potrzebne jest upór i czas. W dodatku brakuje również personelu hotelowego, głównie Filipińczyków, którzy polecieli na Boże Narodzenie do kraju.
Przy tym hotele w Hongkongu z zasady są drogie. Zwłaszcza te z rządowej listy. Ramada Hongkong Harbour View jako jeden z najtańszych z wyznaczonych do spędzenia kwarantanny życzy sobie w tej chwili ponad 1000 złotych za noc dla 2 osób. Tyle, że kwarantannę trzeba spędzić w samotności. Wiele osób, które planowały podróż do Hongkongu, odwołują teraz przyjazdy w obawie, że władze mogą wydłużyć kwarantannę o kolejny tydzień, czyli że trwałaby miesiąc.