Z badania, które zleciło Stowarzyszenie Pracodawców i Pracowników Firm Bukmacherskich, wynika ponadto, że 88 proc. badanych uważa, iż państwo powinno chronić legalnie działające firmy przed konkurencją nielegalnych operatorów.
Pod presją budżetu
Teraz tak się nie dzieje. Z raportu United Nations Global Compact wynika, że aż 91 proc. wycenianego na ponad 5 mld zł polskiego rynku bukmacherki to szara strefa, czyli nielicencjonowane zakłady z siedzibą na Cyprze czy w Gibraltarze. Tracą legalni bukmacherzy i państwowa kasa. Dlatego rząd rozpoczął prace nad zmianą prawa. Nowa ustawa ma uregulować cały hazard, w tym zakłady sportowe. W ubiegłym miesiącu projekt trafił do Sejmu. Teraz zajmą się nim posłowie ze specjalnie powołanej podkomisji, która we wtorek ma rozpocząć pracę. Rządowi zależy na czasie, bo zmienione prawo powinno wejść w życie od stycznia (wpływy z uregulowanego hazardu znalazły się w projekcie budżetu na przyszły rok).
Legalny segment ma się powiększyć z niecałych 10 proc. do 60 proc., a budżet ma zyskać 1,5 mld zł rocznie.
Walka z technologią
Blokowanie stron internetowych nielegalnych operatorów jest powszechną praktyką stosowaną w państwach Unii Europejskiej. To rozwiązanie wprowadziły do tej pory m.in. Niemcy, Dania, Litwa, Łotwa, Estonia, Portugalia, Hiszpania czy Włochy. Jednak to nie zawsze działa.
Jak wskazuje firma Roland Berger w specjalnym raporcie, ręczne wyszukiwanie stron z zakładami wzajemnymi i ich blokada to walka z wiatrakami. Strony te szybko mogą zmieniać adresy, a sami klienci w łatwy sposób ominąć blokowanie DNS przez zastosowanie prostych zmian w swoich systemach komputerowych. Tak np. robią Włosi.