Udziałowcy producenta e-aut z Kalifornii twierdzą, że Musk wykorzystał kontrolę nad Teslą do zmuszenia tej firmy do uratowania w 2016 r. producenta paneli słonecznych SolarCity — i pieniędzy jakie Musk w nią zainwestował — od bankructwa. Fundusze emerytalne i zarządzający aktywami, autorzy pozwu domagają się, by Musk zwrócił Tesli 2,6 mld dolarów i oddał zyski z akcji SolarCity. Jeśli wygrają, werdykt sądu będzie dotyczyć największej sumy orzeczonej kiedykolwiek wobec pojedynczej osoby — pisze Reuter.
Sąd z Wilmington podczas 2-tygodniowego przewodu będzie musiał spokojnie ustalić, czy Musk, właściciel ok. 22 proc. udziałów w Tesli, gdy zawierał umowę o ratowaniu SolarCity, jest rzadko spotykanym kontrolnym udziałowcem, który nie posiada większościowego udziału.
- Uważam, że sądowi będzie bardzo trudno ignorować realia, że Musk to Musk i jego związki z Teslą — stwierdziła Ann Lipton, profesor z Tulane University Law School. Powiedziała, że ten proces może mieć do czynienia z niezwykłą sytuacją ze względu na to, że Musk jest celebrytą, jego osobistych powiązań z członkami rady Tesli i jego finansowych powiązań z członkami rady SolarCity. — Jeśli złożyć to wszystko razem, to może wystarczyć do uznania go za kontrolnego udziałowca — dodała.
Czytaj także: Proces Elona Muska odroczony z powodu koronawirusa
Niewielu prezesów dominuje nad wizerunkiem firmy jak Musk, znany z kpin z organów nadzoru, ze zwalczania osób o innym zdaniu i mający 57 mln sympatyków na Twitterze. „Bardzo zależymy od usług Elona Muska, technokróla Tesli i naszego prezesa" — stwierdziła Tesla w rocznym bilansie 2020.