Pomogły nieoczekiwanie wysokie wpływy z turystyki. Na początku lata Turcy nie byli wielkimi optymistami, jeśli chodzi o prognozy dla tej branży.
Po lipcu deficyt na rachunku bieżącym wyniósł 683 mln dolarów, wobec 1,12 mld w czerwcu. Rok wcześniej ta kwota była znacznie wyższa i sięgnęła 1,99 mld dol.
Jednocześnie zwiększyły się rezerwy walutowe, które po lipcu wyniosły 6,7 mld dol., wobec 1,93 mld miesiąc wcześniej. Ruszyły również inwestycje (FDI) sięgając 1,03 mld dol. Dobre wiadomości dotyczyły również handlu zagranicznego, gdzie Turcy zanotowali saldo na plusie w wysokości 2,95 mld dol. Rok wcześniej było to dziesięciokrotnie mniej.
Ale to turystyka jest teraz największą nadzieją gospodarki. Turcy bardzo odpowiedzialnie podeszli do koronawirusowych ograniczeń, jednocześnie otwierając się na zagraniczne przyjazdy. To zaowocowało wzrostem popularności tego kierunku wśród urlopowiczów z północy kontynentu. Zabrakło wprawdzie Brytyjczyków (tam rząd umieścił Turcję na czerwonej liście) i początkowo także Rosjan. Ostatecznie w lipcu wypoczywało w tym kraju 4,36 mln obcokrajowców, podczas gdy w tym samym miesiącu w 2020 było to niespełna milion — wynika z informacji Ministerstwa Kultury i Turystyki. Tyle, że właśnie w lipcu 2021, po zniesieniu obowiązku posiadania przez przylatujących negatywnego wyniku testu PCR, na dużą skalę ruszyły przyloty z Rosji i Europy.
Pandemia koronawirusa mocno uderzyła w turecką gospodarkę, znacznie ograniczony został napływ walut, pojawiły się napięcia w obsłudze zadłużenia, w efekcie znacznie osłabiła się turecka lira, której kurs spadł z 6 do ok. 9 za dolara.