Szwedzka minister gospodarki rozpoczęła właśnie konsultacje ze swoimi odpowiednikami z liberalnych gospodarczo rządów UE. Wiadomo, że Ewa Bjorling spotkała się z przedstawicielami Wielkiej Brytanii, Danii, Finlandii, Czech i krajów bałtyckich: Litwy, Łotwy i Estonii. – Coraz więcej państw UE staje się protekcjonistycznymi. To dla nas jako strażników wolnego handlu jest przerażające – powiedziała Bjorling w wywiadzie dla agencji Reuters.
Pani minister nie wymieniła z nazwy krajów protekcjonistycznych, ale eksperci są przekonani, że chodzi o bardzo aktywnego prezydenta Francji. W ostatnich miesiącach Nicolas Sarkozy nawoływał m.in. do zaostrzenia stanowiska Unii w negocjacjach dotyczących liberalizacji handlu na forum Światowej Organizacji Handlu (WTO). Sarkozy liczy na sojuszników, wśród których może być Polska jako kraj z dużym sektorem rolnym. W przeszłości nasze rządy wspierały również Francję oraz kraje południa Europy w akcjach antychińskich: ograniczaniu importu tanich tekstyliów czy butów.
– W USA ten antychiński ton dominuje od lat. W Europie jest nowością, bo do tej pory mówiono o zagrożeniach płynących z rozszerzenia Unii – mówi „Rz” Katinka Barysch, ekspertka londyńskiego Centrum Reformy Europejskiej (CER). Według niej jest mało prawdopodobne, by w UE na trwałe zagościł protekcjonizm handlowy. W tym celu Wspólnota musiałaby bowiem wypowiedzieć postanowienia WTO.
Ale jeśli Bruksela ulegnie naciskom takich krajów jak Francja czy Włochy, to może częściej niż do tej pory stosować np. dostępne instrumenty antydumpingowe. – Jeżeli Komisja Europejska da sygnał, że jest gotowa takie instrumenty stosować, to przedsiębiorstwa będą o nie wnioskować – uważa ekspertka CER. Na razie Peter Mandelson, komisarz ds. handlu i Brytyjczyk z pochodzenia, broni się, jak może, przed presją lobby przemysłowych. W kilku potyczkach, jak tekstylia, buty, truskawki czy żarówki, musiał jednak ustąpić.