Nowy prezes General Motors Ed Whitacre jest wyjątkowym optymistą. Przez ostatnich pięć lat GM odnotowywał straty. Wcześniej Whitacre był zdania, że GM nie będzie w stanie osiągnąć zysku co najmniej do 2011 roku. Zastrzegł się, że amerykańska gospodarka nadal jest nieustabilizowana po kryzysie. – Zależy nam przede wszystkim na tym, żeby oddać pieniądze państwu – pozbyć się tego długu za 6,7 mld dol. – mówił Whitacre. Państwo wpompowało w GM jeszcze 50 mld dol. i przejęło za to udziały w koncernie – łącznie 60 proc. akcji. Tylko powrót koncernu na giełdę daje szansę podatnikom, aby odzyskali te pieniądze. Początkowo ponowne notowanie koncernu planowano na koniec lipca 2010 r., teraz szef GM mówi o końcu roku.

[wyimek]60 procent wynosi udział rządu Stanów Zjednoczonych w General Motors [/wyimek]

Sam powrót od zysków nie zadowoliłby Whitacre, jego zdaniem niezbędne jest jeszcze zwiększenie udziału rynkowego oraz poprawa wizerunku w samych Stanach. Na razie zeszłoroczna sprzedaż GM spadła w USA o 30 proc., podczas gdy rynek skurczył się o 21 proc.

Współpracownicy Whitacre mówią, że nowy szef GM wywiera na wszystkich ogromną presję. – Nie jesteśmy organizacją charytatywną. Musimy sprzedawać więcej i skoncentrować się na przychodach – powtarza na każdym spotkaniu zarządu.

Inna sprawa, że obecny GM pozbył się wszystkiego, co dotychczas go obciążało. Sprzedał lub zamknął fabryki, w których nie miał czego produkować, i pozostawił sobie najbardziej dochodowe marki – Buicka, Cadillaca, Chevroleta i GMAC, a w Europie Opla. Przy tym jest jeszcze nadzieja na sprzedanie Saaba, bo holenderski Spyker wrócił z poprawioną ofertą.