Jako pierwsi ucierpieli na wysokich cenach ropy przewoźnicy amerykańscy, którzy dodatkowo ponoszą straty z powodu niskiego kursu dolara. Mimo kilkunastokrotnych podwyżek cen biletów do początku 2008 r. linie lotnicze ze Stanów Zjednoczonych mają coraz większe straty i oszczędzają na wszystkim.
Ale nawet najbogatsi przewoźnicy, tacy jak Air France czy niemiecka Lufthansa, przerzucają wzrost kosztów paliwa na pasażerów. Wczoraj Air France poinformował, że dopłata paliwowa na trasie Europa – USA wynosi teraz 144,7 dol. W przypadku tej linii jest to 16. podwyżka cen od maja 2004 r. (wówczas baryłka ropy kosztowała nieco powyżej 30 dol., a dziś zbliża się do 120 dolarów). Dodatkowo jeszcze Unia Europejska zapowiedziała włączenie linii lotniczych do grupy odpowiedzialnych za zanieczyszczenie środowiska (grozi to sporymi karami dla branży).
Jakby tego było mało, rosną w lotnictwie również naciski płacowe. Zdaniem sekretarza generalnego IATA Giovanni Bisignaniego gorsze czasy mogą oznaczać przyspieszoną konsolidację w branży.
– Członkami IATA jest 260 linii lotniczych, ale udział rynkowy największych nie przekracza 5 proc. Tylko w tym roku przybędzie 1200 samolotów, czyli ich oferta zwiększy się o ponad 11 proc., podczas gdy liczba pasażerów będzie większa tylko o 5 proc. Bankructwa są nieuchronne – uważa Bisignani.
By temu przeciwdziałać, linie będą się łączyć. Dla niektórych przewoźników to ostatnia deska ratunku. Dlatego połączyły się amerykańskie Delta i Northwest (teraz to największy przewoźnik na świecie), zapewne zrobią to też inne linie z USA – United i Continental Airlines, a rosyjski Aerofłot, z którego pozycji jeszcze rok temu w Rzymie szydzono, kupi Alitalię. Analitycy dodają, że udział w hiszpańskiej Iberii zwiększy także British Airways (teraz ma 13,15 proc.).