Gwałtownej podwyżki cen ropy do 135 dol. za baryłkę nikt nie jest w stanie racjonalnie wytłumaczyć. Ceny nakręca tutaj wiele czynników. I zawsze te, które powodują ich wzrost, są znacznie silniejsze od tych, które je obniżają. Bardzo słaba była np. reakcja na obietnice Saudyjczyków o podwyższeniu produkcji surowca, jakie złożyli prezydentowi Bushowi. Tymczasem piątkowe notowania ropy to dwukrotność zeszłorocznych o tej samej porze.

Dzisiaj ceny podwyższa też świadomość, że większość producentów z OPEC nie zwiększy produkcji, bo doszła do granic swoich możliwości. Więcej ropy można się spodziewać tylko z Arabii Saudyjskiej, Kuwejtu i Zjednoczonych Emiratów Arabskich. A kartel liczy 13 członków. Do tego jeszcze dochodzi słabość waluty amerykańskiej i spadające zapasy w USA.Żaden z analityków nie przewiduje spadku cen ropy. Niewykluczone, że po wycofywaniu zysków pod koniec tego tygodnia przyjdzie kolejna hossa i ostatni tydzień maja przeżyjemy z cenami powyżej 140 dol. za baryłkę. I to też nie będzie ostatnie słowo. Większość prognoz na ten rok przewiduje notowania na poziomie powyżej 170 dol. Ale ile więcej? Na razie na to pytanie nie ma konkretnej odpowiedzi.

Razem z ropą będzie drożało złoto. Tak droga energia jeszcze bardziej utrudni Amerykanom wyjście z recesji, a jednocześnie doprowadzi do wzrostu inflacji. Stąd ostatni wzrost cen złota, a czwartkowa korekta do nieco powyżej 931 dol. za uncję to zwyczajowe realizowanie zysków. Razem z cenami złota spadły ceny srebra i palladu, a nawet platyny, której notowania ostatnio gwałtownie rosły.