– Jeszcze w zeszłym tygodniu wydawało się, że ropa tanieje, bo przypadek Fannie Mae i Frieddie Maca postraszył możliwością załamania na rynku. Teraz widać, że Fed sobie dobrze radzi i potrafi interweniować, kiedy rzeczywiście trzeba. Ceny ropy spadają, wszystko powoli wraca do normy. Najgorsze chyba jest za nami – ocenia sytuację Marc Touati, ekonomista w paryskich Global Equities.
Spadające ceny ropy – o ponad 20 dolarów na baryłce w ciągu ostatnich dziesięciu dni – natchnęły optymizmem także rynki kapitałowe. Papiery europejskich spółek drożały podczas pięciu z sześciu ostatnich sesji. Najwięcej zyskiwały akcje linii lotniczych, zwłaszcza tych, które mimo trudnych warunków na rynku „wyciskały” całkiem przyzwoite wyniki.
Akcje Air France/KLM podrożały w tym czasie o 5,65 proc, British Airways, Iberii i Lufthansy o ponad 3 proc., a skandynawskiego SAS aż o 15 proc. Podobnie było w Azji, a nastrojów nie psuły już nawet fatalne wyniki przewoźników amerykańskich, bo nie odbiegały od oczekiwań, więc kurs ich akcji także poddał się ogólnemu trendowi. Teraz konsumenci muszą bacznie obserwować ceny ropy, bo jeśli trend zniżkowy się utrzyma, powinny stanieć także bilety lotnicze.
W tej chwili w przypadku tras długodystansowych wysokość dopłat sięga już połowy ceny biletu, a przewoźnicy zapowiadali, że kiedy tylko ropa stanieje, natychmiast skorygują swoje ceny. – W przypadku cen biletów lotniczych chodzi przecież tylko o ceny ropy – tłumaczył Rick Meckler z amerykańskiego funduszu inwestycyjnego.
Na rynku lotniczym dawno nie było takiego optymizmu. A jeszcze w miniony poniedziałek prezes australijskiego Qantasa zapowiadał, że światowe lotnictwo z powodu globalnego kryzysu będzie musiało pożegnać co najmniej 100 tysięcy pracowników.