Wczoraj w Wilnie przedstawiciele Komisji Europejskiej, EBOR i krajów nadbałtyckich dyskutowali o nowych połączeniach energetycznych umożliwiających dostęp tym krajom do systemu energetycznego Unii Europejskiej. Jedną z kluczowych inwestycji jest tzw. most energetyczny, czyli połączenie między Ełkiem a litewskim Alytusem. Na razie projekt jest w sferze przygotowań. Jeśli dokumentacja będzie gotowa w przyszłym roku, to – jak powiedział „Rz” unijny koordynator tej inwestycji Władysław Mielczarski – rok później zostanie przygotowane finansowanie, a potem mogłaby ruszyć budowa, która zakończy się ok. 2015 – 16 r.
Wątpliwości jednak budzi to, skąd będzie pochodzić energia, która ma popłynąć nową linią. Choć nikt nie kwestionuje celowości jej budowy, to jednak, gdy most planowano, przewidywano, że posłuży do transportu do Polski energii z przygotowywanej nowej elektrowni atomowej w Ignalinie. Tymczasem ta inwestycja się opóźnia. Władze w Wilnie szacują, że może być gotowa najwcześniej w 2018 r., ale niektórzy eksperci mówią o 2020 r.
[wyimek][srodtytul]600 mln euro[/srodtytul] może kosztować rozbudowa sieci na północy i wschodzie kraju[/wyimek]
Litwini są ostrożni, gdy chodzi o termin uruchomienia elektrowni, bo dopiero przygotowują się do wyboru partnera strategicznego. – Konieczna jest koordynacja między rozbudową linii a powstaniem nowych mocy wytwórczych – mówi „Rz” prof. Mielczarski. – Powinny one być gotowe w tym samym czasie.
Nowa linia energetyczna Ełk – Alytus ma na początek, czyli po pierwszym etapie budowy ok. 2015 – 2016 r., mieć moc 600 MW. Po rozbudowie, którą zaplanowano w dwa lata później – nawet 1000 MW. To oznacza, że będzie można nią przesyłać najpierw ok. 4 TWh energii, a następnie – ok. 6 TWh rocznie. (Dla porównania – obecnie produkcja w polskich elektrowniach brutto wynosi 160 TWh). By oddanie do użytku mostu energetycznego między Polską a Litwą miało sens, trzeba we wschodniej i centralnej Polsce rozbudować system przesyłu energii, konieczne są nowe linie m.in. do Olsztyna, Warszawy i Ostrołęki.