Zanim zapadną decyzje o eksploatacji złóż na skalę przemysłową, w najbliższych trzech – czterech latach firmy prowadzące poszukiwania gazu z łupków skalnych muszą ponieść olbrzymie nakłady, liczone w miliardy dolarów. To główne wnioski z konferencji ”Gaz łupkowy jako nowy element polskiego rynku energii”, zorganizowanej wczoraj przez redakcję ”Rz”.
Obecnie w Polsce poszukiwania gazu niekonwencjonalnego prowadzi kilkadziesiąt firm, wśród nich spółki należące do światowych potentatów – Conoco Phillips, czy Exxon Mobil ale też Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo, które ma 15 koncesji, oraz PKN Orlen z pięcioma koncesjami. Prace poszukiwawcze mają wsparcie ze strony rządu, choć wszyscy zdają sobie sprawę z faktu, że do uruchomienia wydobycia na skalę przemysłową jeszcze daleka droga. Dlatego – jak tłumaczył wiceminister skarbu Mikołaj Budzanowski, „teraz nie możemy wpisać do strategii bezpieczeństwa energetycznego gazu łupkowego”. - Mamy plany budowy gazoportu, korzystamy z własnych konwencjonalnych złóż, a do 2022r. mamy zagwarantowane stałe dostawy z Rosji - mówił. - Nie wyobrażam sobie na przykład przerwania budowy gazoportu w imię odległej idei gazu z łupków.
Jego zdaniem jest to szansa na skok cywilizacyjny polskiej gospodarki, ale raczej po 2020 r. kiedy gaz z łupków mógłby być wykorzystywany na dużą skalę.
– Na razie namawiamy bogate firmy, by przyszły do nas i zaczęły szukać gazu – mówił na konferencji Henryk Jacek Jezierski, główny geolog kraju i wiceminister środowiska. – Nie chcemy przy użyciu pieniędzy polskich podatników tego robić. Żeby namówić inwestorów, trzeba dać im szanse, więc nie chcemy zarabiać na poszukiwaniach, ale dopiero na koncesjach wydobywczych. By je otrzymać, trzeba będzie spełnić szereg warunków.
[srodtytul]Biznes, nie polityka[/srodtytul]