Rosnąca cena ropy na światowych giełdach sprawiła, że pracownicy stacji benzynowych praktycznie każdego dnia zmieniają cyferki na ustawionych przy wjeździe wielkich tablicach informacyjnych. Średnio w USA ceny benzyny wzrosły w ciągu ostatniego tygodnia o 17 centów (0,49 zł) na galonie (3,78 litra). W weekend kierowcy musieli już za galon benzyny płacić średnio 3,33 dolara (9,6 zł). Tak drogo przy dystrybutorach w Ameryce nie było od października 2008 roku.
W niektórych stanach ceny są jednak dużo wyższe. Na Hawajach w weekend kierowcy płacili za galon 3,76 dol. (10,82 zł), a w Kalifornii 3,74 dol. (10,77 zł). Na niektórych stacjach cena benzyny pokonała już magiczny próg czterech dolarów.
Zdaniem wielu analityków taka cena przy dystrybutorach w całych Stanach Zjednoczonych może się pojawić już pod koniec maja. W przyszłym roku galon może zaś przebić nawet granicę pięciu dolarów. Takich cen wielu kierowców nie wyobrażało sobie nawet w najgorszych snach.
– To jakiś absurd. To tak jakby nałożyli na nas jakiś nowy podatek! Najgorsze jest to, że mogą sobie te ceny podnosić w nieskończoność, a i tak ujdzie im to na sucho – tłumaczy „Rz" John Fox, tankujący swojego żółtego forda mustanga, który pod maską skrywa silnik o pojemności 4,6 litra. Tak wysokie ceny benzyny powodują jednak nie tylko zgrzytanie zębami na stacjach benzynowych. Według cytowanych przez CNN ekonomistów tak szybki skok cen może zagrozić poprawie koniunktury w Stanach Zjednoczonych. W górę skaczą więc nie tylko koszty podróży – ceny biletów podnoszą również linie lotnicze – ale również ceny żywności i produktów przemysłowych. Szacuje się, że jeśli cena ropy rośnie o dolara, to kosztuje to konsumentów w USA miliard dolarów rocznie.