Finalne oferty mają się znaleźć w Ministerstwie Obrony Narodowej do 29 lipca. Wyśrubowane oczekiwania polskiej komisji przetargowej dotyczące uzbrojenia i wyposażenia w nowoczesny radar spełnia dziś tylko T-50, odrzutowiec Korean Aerospace Industries.
Inni potencjalni dostawcy nie mają szans spełnić istotnych wymagań ustalonych przez ekspertów komisji przetargowej. A za walory techniczne można w konkursie zdobyć czwartą część punktów (60 proc. można uzyskać za cenę i niskie koszty eksploatacji, 10 proc. za korzystne inwestycje offsetowe, a 5 proc. za polonizację, czyli przeniesienie do kraju montażu części.
Polscy wojskowi postawili m.in. warunek, by przyszły treningowy samolot LIFT (Lead-In Fight Trainer) obligatoryjnie dysponował systemem fly by wire – urządzeniem do automatycznego pilotażu. Takich systemów nie ma ani brytyjski hawk AJT oferowany w przetargu przez BAE Systems, ani czeski odrzutowiec L 159 Alca (Aero Vodochody). Teoretycznie szanse na uzbrojenie swojego mastera M 346 ma Alenia Aermacchi, jednak musiałaby się z tym uporać do 2016 r. – Taka operacja wyraźnie zwiększy jednak koszty włoskich maszyn – twierdzą eksperci.
Jeden z nich Grzegorz Hołdanowicz, redaktor naczelny pisma „Raport WTO", mówi, że koreańska oferta jest skazana na sukces, bo polscy wojskowi założyli, iż samoloty będą musiały występować w polskiej armii w podwójnej roli: maszyn treningowych i bojowych. Z linii niedługo trzeba będzie wycofać szturmowce Su-22 i maszyny LIFT miałyby wypełnić lukę w wyposażeniu sił powietrznych.
– Choć w większości krajów siły zbrojne do szkolenia szukają samolotów, które zdecydowanie obniżają koszty treningu, to u nas, widać, zdecydowały inne potrzeby – mówi Hołdanowicz.