Kiedy ministrowie towarzyszący szefowi państwa w podróży oficjalnej wsiedli pierwszy raz do nowego A330, prezydent pokazał im wyposażenie. Decyzję o zmianie środka transportu podjął na początku 2008 r.
Wcześniej prezydent albo premier podróżowali dwoma A319, przestarzałymi, i o małym zasięgu. Gdy prezydent leciał np. do Azji, samolot musiał lądować w Nowosybirsku. Obie maszyny nie miały też najnowocześniejszych środków łączności w każdych warunkach przez całą dobę.
Komputerowa trasa podroży też nie przynosiła chluby. — Na ekranach pojawiał się np. Leningrad, podczas gdy nazwę tego miasta dawno zmieniono — wspomina jeden z ministrów. Pamięta też incydent z 2009 r., gdy samolot kołował na lotnisku w Villacoublay przed startem do Afryki rozległ się wielki huk i jeden z silników zamilkł.
Oba małe airbusy sprzedano, ministerstwo obrony kupiło od taniej linii lotniczej Air Caraibes kilkuletniego A330. Ale i tak trzeba było czekać dwa lata na jego odbiór i wprowadzenie zmian na pokładzie.
Nowa maszyna ochrzczona „Air Sarko One" wystartowała po raz pierwszy w listopadzie 2010 r. do Seulu. Ale jeszcze przed startem wywołała polemikę we Francji z powodu ceny — 176 mln euro według resortu obrony i 259,5 mln zdaniem deputowanego z Partii Socjalistycznej René Dosiere, który opierał się na raporcie Sądu Rozrachunkowego, francuskiej NIK. Lewica uznała, że to stanowczo za dużo. Drugim powodem krytyki były pogłoski o luksusowym wnętrzu. Rzeczywistość okazała się bardziej banalna.