– Chcemy, by helikoptery dla wojska były budowane w kraju, najlepiej na jednej platformie – mówi Marcin Idzik, wiceminister obrony narodowej ds. modernizacji.
Ten warunek armii już spowodował inwestycyjne przyspieszenie w fabryce helikopterów PZL Świdnik, dziś należącej do włosko-brytyjskiego koncernu Agusta Westland. Ale jedynej, do niedawna, helikopterowej spółce w kraju błyskawicznie wyrósł amerykański konkurent: PZL Mielec należący do Sikorsky Aircraft. To obecnie jeden z największych graczy w podkarpackiej Dolinie Lotniczej.
W fabrykę w Mielcu właściciel Sikorsky Aircraft, korporacja United Technologies Corp. (UTC), zainwestował od 2007 r. ponad 100 mln dol. – Znacznie więcej, niż gwarantowały zobowiązania umowy prywatyzacyjnej – podkreśla Janusz Zakręcki, prezes mieleckiej firmy.
Z okien biurowca zarządu widać odnowione przedwojenne hale pamiętające legendarne bombowce Łoś. W ich wnętrzach też znać każdego dolara wydanego na modernizację. Przez cztery lata amerykańskiej obecności lotnicze zakłady, które w swej 75-letniej historii wyprodukowały 15 tys. samolotów, a na koniec, przed prywatyzacją, pogrążyły się w kryzysie – zmieniły się w nowoczesną wytwórnię śmigłowców.
W tym roku fabryka w Mielcu zbudowała od podstaw pierwszych dziewięć helikopterów S 70i . To najnowsza, eksportowa wersja black hawka, następca 3 tys. wyprodukowanych do tej pory wojskowych UH 60 służących w armiach kilkunastu krajów na świecie.