Ten rok nie będzie dobry dla branży jednośladów. Stosunkowo dobra, tegoroczna pogoda, zwykle będąca bardzo skutecznym wabikiem dla nowych miłośników motocykli, wcale nie przyciąga klientów do salonów sprzedaży. Jest znacznie gorzej niż rok temu. Od stycznia liczba rejestrowanych maszyn, zarówno nowych jak i używanych, sięgnęła zaledwie 33,3 tys. i stopniała w porównaniu z tym samym okresem ubiegłego roku o blisko jedną dziesiątą. Równie zły okazał się sam lipiec. Był czwartym z kolei miesiącem, w którym sprzedaż sunęła w dół: w przypadku motocykli nowych skurczyła się do lipca poprzedniego roku o 9 proc. A to bardzo źle wróży na wynik całoroczny. Wkrótce sezon będzie się kończył, a kupujących w miesiącach powakacyjnych będzie można szukać ze świecą.

Nie takie były wcześniejsze prognozy. – Wszyscy liczymy, że obecny rok będzie nieznacznie lepszy od ubiegłego – mówił „Rz" jeszcze przed rozpoczęciem obecnego sezonu Piotr Surowiec, ekspert branży, szef branżowego miesięcznika MotoRmania. W podobnym tonie wypowiadali się przedstawiciele najbardziej znanych na polskim rynku marek, np. BMW. Bawarski producent liczył na kontynuację korzystnego trendu z poprzedniego roku, w którym duże i drogie motocykle, jak np. Harley-Davidson miały całkiem niezłą passę. Nic z tego. Po siedmiu miesiącach BMW ma sprzedaż mniejszą o 6 proc. Harley-Davidson - o 21 proc. W sumie na dziesięć najsilniejszych marek, siedem odnotowało głębokie spadki, większość dwucyfrowe. Wyraźnie nie wiedzie się producentom japońskim: Yamaha zmniejszyła sprzedaż o ponad 38 proc., a w konsekwencji udział w polskim rynku z 12,9 do 8,9 proc. Suzuki sprzedaje w porównaniu z ub. rokiem mniej o jedną czwartą, Kawasaki – o prawie jedną piątą. - W obecnej sytuacji gospodarczej atmosfera do zakupu takich produktów jak motocykle jest nienajlepsza. Obawiam się, co będzie dalej – przyznaje dyrektor działu motocykli jednego z największych polskich importerów.

Trudno się dziwić: popyt osłabia kryzys i obawa przed większymi wydatkami. A motocykl to nie samochód, nie jest produktem pierwszej potrzeby. Utożsamiany jest raczej z kosztowną zabawką. Kto mimo wszystko nie może się jej oprzeć, wybiera sprzęt używany. – Trudno nam przekonać klientów, że inwestycja w motocykl nowy, z gwarancją, jest w trudnych czasach dużo pewniejszą inwestycją – tłumaczy przedstawiciel Yamahy.

Co w takim razie kupują Polacy? Przede wszystkim motocykle tanie. Według danych Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego, liderem rynku jest rodzima marka Romet Motors. I mimo bessy, poprawia wyniki. Od stycznia do lipca zwiększyła liczbę rejestrowanych nowych maszyn o ponad 19 proc. Łącznie od początku roku sprzedała 1072 motocykle, zdobywając przeszło 18-procentowy udział w rynku. Druga w rankingu PZPM marka – Honda – sprzedała 751.

Najbardziej popularne są motocykle typu street – miejskie, bez bogatego i kosztownego wyposażenia. To przeszło jedna trzecia całego rynku nowych maszyn. Nie znaczy to, że nie ma już amatorów na potężne maszyny z cenowej półki już niezłych samochodów. Są klienci, których kosmiczne ceny motocykli wcale nie przerażają. Tylko w pierwszym kwartale kilkadziesiąt osób zamówiło Hondę Gold Wing, za którą trzeba zapłacić ok. 130 tys. zł.