- Chciałem podtrzymać rodzinną tradycję, bo i dziadek był górnikiem, i tata był górnikiem. A z drugiej strony jest wyzwanie, czy uda się wytrzymać panujące pod ziemią warunki i udowodnić sobie, że można pokonać strach – mówił jeden z uczniów podczas szkolnego konkursu bezpieczeństwa na polu szkoleniowym w kopalni Wujek.- Podoba mi się ten zawód, praca dobra, zarobki wysokie. Każda praca jest niebezpieczna, bo w każdej jest ryzyko zawodowe – mówił inny.

Po restrukturyzacji górnictwa branżowe szkolnictwo praktycznie zniknęło. Jednak teraz powstają nie tylko górnicze klasy, ale i nowe szkoły, które podpisują porozumienia ze spółkami węglowymi – te absolwentom gwarantują pracę. A zawody do nauczenia są różne. To np. technik górnictwa podziemnego, technik mechatronik o specjalności automatyka górnicza, górnik eksploatacji podziemnej czy mechanik monter maszyn i urządzeń.

- W pięciu szkołach, z którymi mamy podpisane umowy mamy ok. 800 uczniów, czyli rocznie przychodzi ich do pracy ok. 150 i to zdecydowanie za mało jak na nasze potrzeby, bo rocznie z pracy w KHW (np. na emerytury – red.) odchodzi ok. 800 osób, a tę różnicę musimy pokryć kandydatami z rynku pracy, a ich przygotowanie zawodowe jest różne – mówi Piotr Ostaszewski, kierownik działu polityki zatrudnienia i adaptacji zawodowej w Katowickim Holdingu Węglowym.

- Do pracy w kopalniach powinni przychodzić ludzie z pewną wiedzą. Szkoły górnicze miały określoną tradycję i programy, które sprawdzały się w praktyce. A w pewnym momencie to przedsiębiorcy wzięli na siebie rolę edukatorów, m.in. pod presją WUG – mówi Piotr Litwa, prezes Wyższego Urzędu Górniczego. - Ale ja rozumiem, że oni zostali powołani nie po to, by zajmować się edukacją, ale produkcją. Powrót do szkolnictwa górniczego jest jak najbardziej słuszny. Zwłaszcza, że taki uczeń wie, że jako absolwent ma możliwość zatrudnienia w kopalni. A w sytuacji naszego rynku pracy, gdy coraz trudniej o stabilną pracę, to jest to korzystne i dla ucznia, i dla pracodawcy - podkreśla Litwa.