Uważam, że jeszcze przez rok powinnismy spółce pomóc. Ale tylko przez rok. Zdaję sobie sprawę, że to kontrowersyjna opinia, wielu ekspertów jest przekonanych, że limit pomocy i cierpliwości w stosunku do LOT-u został już ostatecznie wykorzystany. Ale tych róznych bankructw wokoło nas jest w tym roku juz zdecydowanie za duzo. Dopiero co splajtował OLT Express. A tymczasem wewnątrz kraju nie ma komu wozić pasażerów. Więc niech chociaż jeszcze przez rok LOT działa z pomoca państwa. Może w końcu uda się wyprowadziuć tę firmę na prostą.
Skoro trzeba pomóc, to jak kontrolować wykorzystanie tej pomocy, by nie zmarnowano pieniędzy?
Nie może byc już obietnic typu „coś zrobimy". Potrzebny jest racjonalny program naprawczy, który przyniesie efekty. I nie chodzi tylko o redukcje zatrudnienia: to rzecz najprostsza, ale nie na tym polega restrukturyzacja takiej firmy. Trzebz większyć oferte atrakcyjnych przelotów wewnątrz kraju, żeby więcej osób podróżowało i zapełniły się samoloty.
Czy w ogóle warto wspierać państwowymi pieniędzmi firmy, które mają kłopoty? Czy nie powinnismy bardziej ostrożnie i wstrzemięźliwie wykorzystywać pomoc publiczną finansowaną przez podatników?
W Unii Europejskiej pomoc publiczna dla prywatnych firm jest zakazana, podobnie jak powinna być zakazana dla prywatnych uczelni. Pytanie, jaka właściwie firmą jest LOT: stworzylliśmy pozory, że jest to spółka prawa handlowego. Podobnie zreszta z kolejami. Z drugiej strony, jest to transport publiczny. To funkcja inna niż zarabianie na produkcji kosmetyków czy sprzedaży jakichś luksusowych towarów. To usługa, która decyduje o byc lub nie być społeczeństwa: czy dojedziemy do pracy, do domu, czy załatwimy swoje najważniejsze problemy. Więc do tej ważnej, specyficznej funkcji transportu trzeba podejść trochę inaczej.
Czy to znaczy, że państwo powinno się angazować w transport? A w konsekwencji do niego dopłacać?