– Mam nadzieję, że miękki zapis wprowadzony przez ministra skarbu spowoduje zmiany w biznesie. Jeśli nie, to silne w Polsce lobby kobiece postara się wymusić zmiany ustawowe – ostrzegała Agnieszka Kozłowska-Rajewicz, pełnomocnik rządu ds. równego traktowania, nawiązując do decyzji ministra Budzanowskiego, który niedawno zalecił, by w doborze rad nadzorczych spółek Skarbu Państwa zapewnić zrównoważony udział kobiet i mężczyzn. Jego celem jest, by do 2015 roku udział pań wzrósł do co najmniej 30 proc. z obecnych 17,2 proc.).
12,6 proc. wynosił udział kobiet w radach nadzorczych spółek na GPW w 2012 roku
W wystąpieniu na zorganizowanej na GPW konferencji nt. znaczenia różnorodności we władzach firm (Board Impact Leveraging Diversity) Agnieszka Kozłowska-Rajewicz podkreślała, że liczy na wprowadzenie 40-proc. kwoty dla kobiet w dużych spółkach publicznych, co proponuje Komisja Europejska. O zaletach kwot przekonywały menedżerki z Norwegii, gdzie już od pięciu lat obowiązują takie kwoty. – Nie jestem ich zwolenniczką. Wolałabym, by o wyborze do rad decydowały kompetencje. Jednak kwoty były konieczne, by dojść do tego etapu – twierdziła Mai-Lill Ibsen, wiceprezes Państwowego Funduszu Emerytalnego, jedna z tzw. złotych spódniczek, czyli doświadczonych menedżerek, o które biją się norweskie spółki. – Kwoty sprawiły, że firmy zwracają teraz większą uwagę na umiejętności i kompetencje przy doborze rad nadzorczych, które wcześniej często było obsadzane na zasadzie telefonu do kolegi – podkreślała Elin Hurvenes, przewodnicząca norweskiego Professional Board Forum, które pomaga spółkom w rekrutacji kandydatek do rad nadzorczych. Swe poparcie dla kwot deklarowała też Lida Adamska, wiceprezes zarządu GPW, który od kilku lat w kodeksie dobrych praktyk zachęca spółki do zwiększania udziału kobiet we władzach (z umiarkowanym skutkiem). Teraz, zgodnie z wprowadzoną w kodeksie w zeszłym roku nową rekomendacją, w raportach rocznych za 2012 rok spółki powinny poinformować o udziale kobiet w swych zarządach i radach nadzorczych.