Dlaczego więc ta firma z Milwaukee była tak cicho w ubiegłym roku, gdy według jej własnych danych pomyślnie przebrnęła przez demograficzne przeszkody, jakimi analitycy irytowali od lat?
W niedawnym wywiadzie wysoki przedstawiciel kierownictwa firmy powiedział agencji Reutera, że w 2012 r., pierwszym roku od wielu lat, przeciętny nabywca jednośladów nie był dzieckiem z wyżu demograficznego. Dla marki, która wypłynęła na szerokie wody dzięki pojawieniu się, a teraz starzeniu się, powojennej fali konsumentów jest to wielka sprawa — dowód, że firma istniejąca od 110 lat zyskuje napęd dzięki nowemu pokoleniu fanów.
A jednak jej najważniejszy guru od marketingu, Mark-Hans Richer nadal upiera się, że to nic wielkiego, nawet jeśli inwestorzy zastanawiali się od dawna, jak Harley przetrwa, gdy „baby boomers", którzy uznali jej motory za totemy buntu lat 60. i 70. i przyczynili się do jej rozkwitu w następnych dekadach, odpłyną w siną dal.
Jedna z czołowych analityczek w UBS Investment Research, Robin Farley sugeruje, że wyciszone przekazy z tej firmy odzwierciedlają jej pragnienie, by nie badano jej dokonań zbyt dokładnie. A to dlatego, że według jej wyliczeń (Farley), średni wiek jeźdźców stale rośnie, a nie maleje. Firma kwestionuje jej wyliczenia, ale twierdzi, że nawet gdyby analityczka miała rację, to nowe podejście marketingowe oznacza, że takie dane, jak średni wiek są mniej istotne niż dawniej.
Farley jest sceptyczna. Średni wiek jest ważny, bo ostatecznie potwierdza, kto jest tym zasadniczym konsumentem. — To jeden z powodów, dla którego nie chcą o tym mówić — twierdzi.