Ostateczny wynik będzie znany po wyjaśnieniu wszystkich wątpliwości z biegłym rewidentem. Powodem straty jest przede wszystkim wpisanie w wynik za 2012 r. – wzorem LOT-u – w kategorii pozostałe koszty operacyjne ok. 130 mln zł, na które w głównej mierze składa się utrata wartości samolotów ATR i Embraer. Ale i bez tego przewoźnik byłby na minusie – na 37 mln zł. Wynik prognozowany na koniec 2013 r. to strata w wys. 13 mln zł.
Na zły wynik finansowy złożył się m.in. „efekt OLT" – konkurowania z linią, która weszła na rynek z dumpingowymi cenami. Mariusz Dąbrowski, prezes Eurolotu, ocenia straty z tego tytułu na ok. 15 mln zł.
Bilans Eurolotu obciąża też dublująca się flota. W ub. roku spółka odebrała 8 Bombardierów Q400, ich wprowadzenie do floty wiązało się z kosztami. A pozbywanie się spłaconych już ATR okazało się trudne. – W lipcu oddaliśmy firmie leasingowej maszynę, w której za 1,8 mln złotych trzeba było wyremontować silniki. Łącznie od początku roku rozliczenie kontraktu z leasingodawcą kosztowało spółkę około 4,8 mln zł – ocenia Dąbrowski. Kolejna maszyna została oddana w sierpniu, kończą się negocjacje dotyczące następnych trzech. Linia ma nadal 7 ATR-ów.
Szansa w regionach
Od kwietnia do lipca 2013 r. spółka odnotowała dodatni wynik na sprzedaży. W porównaniu do analogicznego okresu roku poprzedniego jest on lepszy o blisko 24 mln zł.
Sprawdziła się zagraniczna siatka lotów, zwłaszcza sezonowe połączenia do Chorwacji, usługa czarter-mix i nowo otwarte trasy Rzeszów–Rzym i Rzeszów–Paryż i strategia latania z regionów, które w tej linii widzą szanse rozwoju i są gotowe wziąć na siebie także część ryzyka finansowego. – Eurolot lata na tej trasie dwa razy w tygodniu, chcemy, żeby latał codziennie – mówi Stanisław Nowak, prezes rzeszowskiego portu.