Zaledwie 11 września Komisja Europejska przedstawiła projekt dokumentu, który ma ułatwić Europejczykom korzystanie z usług telekomunikacyjnych i zmienić otoczenie regulacyjne operatorów, a już zbliża się finał konsultacji na szczeblu międzynarodowym. Ministerstwo Cyfryzacji i Administracji 27 września poinformowało, że publiczne konsultacje zakończyły się, i że Polska szykuje swoje stanowisko. Mamy je przekazać Brukseli jeszcze w tym tygodniu. Nie wiadomo, czy będzie ono głosem w dyskusji, czy też poprosimy o więcej czasu.
Mało czasu
To właśnie czas, czyli narzucone przez Brukselę tempo prac nad rozporządzeniem, budzi obawy wszystkich podmiotów, z którymi rozmawialiśmy. Argument ten podnoszą operatorzy, zrzeszające je organizacje oraz BEREC, stowarzyszenie regulatorów europejskich.
Dokument Brukseli przewiduje w uproszczeniu zniesienie granic na europejskim rynku telekomunikacyjnym, wsparcie firm inwestujących w sieci światłowodowe i centralizację decyzji o dysponowaniu częstotliwościami. Nie brakuje więc też kontrowersji co do samej treści projektu rozporządzenia.
34 mld euro wyparowałoby w 7 lat największym telekomom w Europie, jeśli regulacje nie zmieniłyby się – prognozuje A.T. Kearney
W całości nie podoba się on żadnej ze stron. Część branży obawia się marginalizacji roli krajowego urzędu regulującego: Urzędu Komunikacji Elektronicznej. Część uważa, że wsparcie, jakie uzyskać mają firmy inwestujące w sieci światłowodowe (to konik unijnej komisarz Neelie Kroes, współautorki dokumentu), dostanie się w konsekwencji podmiotom największym. Są to zapewne obawy niebezpodstawne, bo to właśnie tacy giganci jak Vodafone (w Polsce obecny do 2011 r. jako akcjonariusz Polkomtela, teraz z nim współpracuje), czy Deutsche Telekom ogłosiły w ostatnim czasie warte miliardy euro programy inwestycji w stacjonarne sieci szybkiej transmisji danych.