Podczas sierpniowego walnego zgromadzenia akcjonariuszy Ryanaira O'Leary został zobowiązany do zmiany wizerunku linii. Skandalem było, kiedy w Wielkiej Brytanii, która pozostaje największym rynkiem dla irlandzkiej linii, Ryanair został uznany za najbardziej nielubianą firmę. O'Leary przyznał wtedy, że w wielu przypadkach złe traktowanie pasażerów nie jest uzasadnione i obiecał zmiany. Chodziło wówczas między innymi o zbyt restrykcyjne zasady dotyczące bagażu wnoszonego na pokład oraz egzekwowania najróżniejszych wysokich opłat, a także niekiedy wręcz chamskie zachowania personelu pokładowego. Brytyjczycy oburzeni byli, kiedy linia odmówiła zwrotu pieniędzy za niewykorzystany bilet, bo pasażer „zmarł zbyt blisko daty wyjazdu". Przy tym O'Leary całą winę za zły wizerunek wziął na siebie, a w ostatni czwartek przyznał nawet, że od urodzenia jest „dupkiem" i taki już pozostanie. Ale jednocześnie dodał, że jeśli ktoś liczył na wielką wizerunkową transformację linii, to się gorzko zawiedzie. Nic takiego nie jest planowane. —Nie jestem w stanie zrozumieć takich oczekiwań. Przecież mieliśmy zawsze fantastyczne podejście do klienta- mówił.

I rzeczywiście wrócił do swojego dawnego wizerunku, mówiąc między innymi, że połamie nogi narzekającym pasażerom, jeśli wkrótce nie zdecydują się na podróż jego linią.

Ale, to prawda. Niektóre opłaty spadły. Pasażerowie mniej płacą za nadawany bagaż, obniżone zostały drakońskie opłaty za wydrukowanie karty pokładowej przez przewoźnika, można też wnieść na pokład drugą sztukę bagażu podręcznego o bardzo ograniczonych rozmiarach. Łatwiej jest też zarezerwować bilet na stroni internetowej.

Jednocześnie Ryanair wystąpił na drogę sądową przeciwko pilotom, którzy w sierpniu zbuntowali się i oskarżyli pracodawcę o łamanie przepisów bezpieczeństwa i odmawianie uznania związku zawodowego. Do sądu pozwane zostały także media, które udzielały wsparcia krytykującym zarząd linii. Ryanair jednak nadal wozi pasażerów na stojąco od momentu uruchomienia samolotu do zajęcia pozycji na pasie startowym, bo personel pokładowy ma obowiązek wyegzekwować maksymalnie dużo opłat za wybranie miejsca w samolocie. Trwa więc nadal swoiste „przeciąganie liny" i stewardesy głośno i energicznie nawołują do opłat, a pasażerowie czekają na odblokowanie miejsc w przodzie samolotu. Niezmiennie też trwają awantury przy wchodzeniu na pokład.

Kiedy jednak O'Learyego zapytano, czy zmiana wizerunku oznacza również milsze podejście personelu do pasażerów, odpowiedział, że zawsze byli mili. —Nasze ceny były zawsze niższe, od tego, co oferowała konkurencja-mówił.