Początek sezonu obniżek w krajach anglosaskich przypada na 26 grudnia, czyli tzw. Boxing Day. Jak co roku pod centrami handlowymi w Wielkiej Brytanii, Stanach Zjednoczonych, Australii czy Kanadzie zebrały się tłumy chętnych na towary przecenione nawet o 75 proc.
Jednak ten rok jest wyjątkowy, ponieważ wiele sklepów nie czekało z wyprzedażami na 26 grudnia. Zrobiła tak choćby sieć z elektroniką Best Buy, która zaczęła sprzedaż promocyjnych ofert już w Wigilię od 20.00. Podobnie zachowało się wiele sklepów internetowych. Detaliści nie mogą sobie pozwolić na marnowanie produktów, dlatego coraz więcej z nich nie jest zainteresowanych czekaniem do 26 grudnia – mówi Jeff Doucette z kanadyjskiej firmy doradczej Sales is Not Simple.
Bez wielkich oczekiwań
Jednak szacowny londyński dom towarowy Harrods tradycyjnie ruszył z wyprzedażą wczoraj o 10 rano. Rok temu Brytyjczycy 26 grudnia wydali w sklepach niemal 3 mld funtów. Tegoroczne prognozy nie są przesadnie optymistyczne – zakładają jedynie 3–5-proc. wzrost wydatków, ale nikogo nie zdziwi, jeśli ostateczne wyniki okażą się znacznie gorsze. Handlowcy obawiają się bowiem negatywnego wpływu wyjątkowo jak na Wyspy śnieżnej zimy, która skutecznie może osłabić nawet tradycyjny entuzjazm wobec okazyjnych zakupów.
W Australii tamtejsza organizacja branży handlowej podała, że wydatki w Boxing Day wzrosną w ujęciu rocznym o 5,5 proc., do 1,9 mld dol.
W Polsce nie ma szacunków dotyczących sezonu wyprzedaży, co jest również efektem zupełnego braku regulacji dotyczącego tego zjawiska. Każda sieć może je rozpocząć, kiedy chce i prowadzić tak długo, jak ma ochotę. Dodatkowo nie jest określone, jaki procent oferty i o ile musi zostać przeceniony, jeśli sklep przyciąga uwagę potencjalnych klientów hasłem „wyprzedaż". Tymczasem w większości państw prawo dokładnie określa, kiedy wyprzedaże mogą się rozpocząć, jak długo mogą potrwać i o ile procent cena musi być w takim przypadku obniżona.