– Nastroje w branży nie są specjalnie optymistyczne, jest to związane z cenami metali i oczekiwaną nadwyżką podaży miedzi nad popytem w najbliższym czasie, rzędu 250–350 ton – relacjonuje Wirth, który właśnie wrócił z LME Week, dorocznej międzynarodowej imprezy branżowej, organizowanej przez giełdę metali w Londynie. – Jak uczy doświadczenie z poprzednich lat, dane na temat podaży często bywają zawyżone, można zatem rynek miedzi uznać za zbilansowany z perspektywą potencjalnego deficytu w średnim terminie – zaznacza szef KGHM.
Od stycznia do połowy marca cena miedzi na LME spadła z 7,4 do 6,4 tys. dol. za tonę, po czym do lipca odbiła do 7,1 tys. Od wakacji notowania znów spadają – w połowie października tonę miedzi wyceniano na 6,6 tys. dol.
– Generalnie oceniamy, że przyszły rok nie będzie łatwy, nie spodziewamy się ani trendu wzrostowego, ani spadkowego – raczej fluktuacji cen wokół poziomu 6,8 tys. dol. za tonę – mówi prezes Wirth.
Bardzo słabo w tym roku radzi sobie srebro. Od lipca do początku października kurs spadł o 21 proc., do 16,9 dol., za uncję trojańską. Ostatni raz poniżej 17 dol. płacono za kruszec w 2010 r. – Jeśli chodzi o srebro, spodziewamy się stabilizacji notowań na poziomie 20 dol. za uncję. To wartość, która pojawiała się najczęściej w dyskusjach w Londynie – mówi Wirth.
Duże znaczenie dla grupy KGHM będzie mieć molibden, wydobywany w uruchomionej latem kopalni Sierra Gorda w Chile. Będzie ona odpowiadać za 10 proc. globalnej podaży metalu w skali roku. Tona molibdenu na LME kosztuje 20 tys. dol. – o 38 proc. mniej niż w czerwcu. Jest to rynek o niższej płynności niż miedź i srebro. – Spodziewamy się ustabilizowania notowań na poziomie 25 tys. dol. za tonę – mówi Wirth.