Do Sejmu wpłynął poselski projekt nowelizacji ustawy o ruchu drogowym. Zmienia on postępowanie mandatowe na administracyjne w przypadku nakładania kar za przekroczenie prędkości ujawnionej przy użyciu fotoradarów. – Zmiana dotychczasowej kwalifikacji z wykroczenia na delikt administracyjny oznacza, że sytuacja prawna osób „obwinionych" znacząco się pogarsza – uważa radca prawny Konfederacji Lewiatan Bartosz Wyżykowski. – Uszczupla się bowiem ich prawa, w tym prawa procesowe, które wynikają z kodeksu wykroczeń i kodeksu postępowania w sprawach o wykroczenia – dodaje. Przypuszcza, że karani będą przede wszystkim właściciele pojazdów jako podmioty łatwiejsze do ustalenia, od których znacznie łatwiej wyegzekwować karę.

Innymi słowy zostanie legalnie ukarana osoba nienaruszająca przepisów. Kierowca pozostanie bezkarny, zatem nie może być mowy o podniesieniu bezpieczeństwa, co według posłów PO ma być główną motywacją zmiany prawa.

Ministerstwo Infrastruktury i Rozwoju, w którego strukturach działa Generalna Inspekcja Transportu Drogowego nakładająca mandaty z fotoradarów, wskazuje, że dotychczasowe rozwiązania nie funkcjonują prawidłowo. Według raportu NIK 40 proc. sprawców pozostawało bezkarnych, bo właściciele odmawiali wskazania kierującego pojazdem. W stosunku do nich GITD nałożył 98,6 tys. mandatów na kwotę 32,7 mln zł. Natomiast 161,1 tys. właścicieli przyznało się i otrzymało mandaty na kwotę 33,9 mln zł. Także NIK ocenia, że duża skala odmów wskazuje, iż system nie działa prawidłowo.

Po zmianie przepisów 100 proc. właścicieli dostanie mandaty. Zastrzeżenia do takiego sposobu karania ma prokurator generalny. Sąd Najwyższy stwierdził, że proponowane przepisy zrywają z wymogiem legislacyjnym nakazującym traktowanie wykroczeń, w tym przeciwko bezpieczeństwu komunikacji, jako część prawa represyjnego. SN uznał, że projekt nie zasługuje na aprobatę.