Rz: Na ostatnim posiedzeniu sejmowej Komisji Zdrowia padły zapewnienia, że małe ośrodki kardiologii interwencyjnej nie zostaną wyrzucone poza sieć szpitali.
Prof. Adam Witkowski: Z Sejmu wyszliśmy podbudowani, bo zarówno wiceminister zdrowia Piotr Gryza, jak i prezes Narodowego Funduszu Zdrowia Andrzej Jacyna zapewniali, że chcą postępować zgodnie z wytycznymi polskiego i europejskiego towarzystwa kardiologicznego, które mówią, że dla zachowania bezpieczeństwa potrzebna jest jedna pracownia hemodynamiczna na 200–250 tys. mieszkańców. Z map rozmieszczenia pracowni w Polsce wynika, że w wielu województwach dominują prywatne ośrodki kardiologii interwencyjnej, a w pozostałych te publiczne nie zabezpieczają wszystkich chorych, bo znajdują się głównie w dużych miastach, do których nie da się szybko dojechać z odległych krańców województwa. A w przypadku zawału serca czas dotarcia do pracowni i udrożnienia naczynia nie powinien przekroczyć 30 min. Konieczne więc będzie zakontraktowanie tych świadczeń w ośrodkach niepublicznych.