Rz: Na ostatnim posiedzeniu sejmowej Komisji Zdrowia padły zapewnienia, że małe ośrodki kardiologii interwencyjnej nie zostaną wyrzucone poza sieć szpitali.
Prof. Adam Witkowski: Z Sejmu wyszliśmy podbudowani, bo zarówno wiceminister zdrowia Piotr Gryza, jak i prezes Narodowego Funduszu Zdrowia Andrzej Jacyna zapewniali, że chcą postępować zgodnie z wytycznymi polskiego i europejskiego towarzystwa kardiologicznego, które mówią, że dla zachowania bezpieczeństwa potrzebna jest jedna pracownia hemodynamiczna na 200–250 tys. mieszkańców. Z map rozmieszczenia pracowni w Polsce wynika, że w wielu województwach dominują prywatne ośrodki kardiologii interwencyjnej, a w pozostałych te publiczne nie zabezpieczają wszystkich chorych, bo znajdują się głównie w dużych miastach, do których nie da się szybko dojechać z odległych krańców województwa. A w przypadku zawału serca czas dotarcia do pracowni i udrożnienia naczynia nie powinien przekroczyć 30 min. Konieczne więc będzie zakontraktowanie tych świadczeń w ośrodkach niepublicznych.
Czy kardiolodzy dostali konkretne gwarancje?
Wiemy, że niektóre ośrodki wejdą do sieci dzięki połączeniu sił z większymi szpitalami. Od 30 do 40 ośrodków kardiologii interwencyjnej znajdzie się poza siecią, ale Fundusz kupi od nich zabiegi. To jednak deklaracje prezesa Jacyny, a reprezentowana przez niego firma, czyli NFZ, ma zniknąć 1 stycznia 2018 r. Na razie usłyszeliśmy, że na zakontraktowanie tych świadczeń NFZ przeznaczy środki w wysokości 9 proc. obecnego budżetu na hospitalizację, które mają zostać rozdzielone w konkursach. Mają to być sumy porównywalne z tymi, jakie dotychczas przeznaczał na mniejsze ośrodki kardiologii interwencyjnej. Zapewnienie było budujące, tyle że nie przełożyło się na zapisy w ustawie. Istnieje przepis, że na wniosek dyrektora oddziału wojewódzkiego NFZ i za zgodą ministra w uzasadnionych przypadkach do sieci może zostać włączony ośrodek, który nie spełnia wszystkich wymagań. Nigdzie jednak nie pojawiła się kardiologia inwazyjna, a w piątek minister Konstanty Radziwiłł powiedział w Sejmie, że szpitale dzieli na prawdziwe i nieprawdziwe – w domyśle małe, monoprofilowe, a zatem prywatne. I że sieć będzie się składać tylko ze szpitali prawdziwych. Tymczasem prywatne ośrodki leczą prawdziwych pacjentów.
Resort nie kryje niechęci do prywatnych inwestorów, którzy, jego zdaniem, zarabiając na wysoko wycenionych procedurach, „wybierali rodzynki z ciasta". Były wiceminister zdrowia Bolesław Piecha powiedział, że inwestorzy przeszacowali, bo nikt im nie obiecywał, że zawsze będzie świecić słońce.