Prezydencka ustawa frankowa, wbrew obawom, nie zniszczy sektora bankowego. Potwierdziły się informacje „Rzeczpospolitej": przedstawiony we wtorek projekt okazał się dużo łagodniejszy niż zapowiedzi sprzed miesięcy. Przewiduje zwrócenie zadłużonym w walucie kredytobiorcom opłaty pobranej w ramach spreadów walutowych. Operacja ta ma kosztować banki 3,6–4 mld zł.
– Ustawa, którą wnosimy do Sejmu, daje realne korzyści wszystkim kredytobiorcom walutowym i nie powoduje krachu na rynkach – zapewnił Maciej Łopiński, minister w Kancelarii Prezydenta. – Wzięliśmy pod uwagę ryzyko związane m.in. z Brexitem i kłopotami włoskich banków – wyjaśniał podczas prezentacji projektu ustawy.
Dlatego inwestorzy giełdowi zareagowali entuzjastycznie, a kursy akcji banków posiadających portfele kredytów frankowych rosły nawet o ponad 20 proc. Zwyżki zaczęły się już rano, po naszej publikacji, a po ogłoszeniu szczegółów projektu przybrały na sile.
Rekompensaty z tytułu spreadów mają otrzymać posiadacze wszystkich walutowych kredytów hipotecznych, nie tylko frankowych, ale jedynie dla kredytu nieprzekraczającego w chwili zaciągnięcia 350 tys. zł na osobę. Zwrot ma dotyczyć także ponad pół miliona kredytów już spłaconych. Nadal spłaca je ponad 900 tys. osób.
Projekt ustawy to zaledwie pierwszy krok do rozwiązania problemu kredytów frankowych. – Zaczynamy od najmniej kontrowersyjnego zwrotu spreadów, ale nie kończymy na tym. Banki będą miały czas, by na drodze ugodowej doprowadzić do przewalutowania kredytów (na złote – red.) – powiedział prezydencki minister.