Wspólnie omawiane mają być trzy dokumenty - projekt złożony przez prezydenta Andrzeja Dudę, a także projekty złożone przez kluby PO i Kukiz'15.
Wszystkie trzy dokumenty mają unormować sytuację, w której zawyżona wysokość spreadów wpływała wymiernie na wysokość każdej raty udzielanej przez banki i zwiększała obciążenie kredytobiorcy. Na przestrzeni lat, kwoty z tego tytułu stanowiły znaczące obciążenie dla gospodarstw domowych, a ich uszczerbek powodował brak możliwości finansowania innych potrzeb, można przeczytać w uzasadnieniu do projektu prezydenckiego.
Złożony w sierpniu projekt prezydencki przewiduje, że banki będą musiały zwrócić swoim klientom różnicę między dopuszczalnym spreadem a tym, który w rzeczywistości pobrały. Projekt ma obejmować umowy kredytu zawarte od 1 lipca 2000 roku do wejścia w życie "ustawy antyspreadowej" (26 sierpnia 2011 roku). Dotyczyć ma konsumentów, a także tych osób prowadzących działalność gospodarczą, które nie dokonywały odpisów podatkowych w związku z kredytami.
Zwracane mają być spready pobierane w wysokości wyższej niż dopuszczalna - gdy np. bank naliczając spread ustalał kurs różniący się więcej niż o 0,5 proc. od kursu kupna/sprzedaży waluty określanego przez NBP. Spready będą zwracane od kredytu w wysokości maksymalnie do 350 tys. zł na jedną osobę. Mają być zwracane nawet wtedy, gdy umowa kredytu wygasła, została wypowiedziana lub kredyt został spłacony.
Konsumenci będą mieli pół roku od wejścia w życie ustawy na złożenie wniosku w banku o wysokość naliczanego spreadu. Banki będą musiały im odpowiedzieć w ciągu 30 dni. Potem kredytobiorcy będą mieli rok na złożenie wniosku o zwrot spreadu. Dochody z tytułu odzyskanego spreadu byłyby zwolnione z podatku dochodowego. W projekcie ustawy ocenia się, że koszty zwrotu spreadów wyniosą 3,6-4,0 mld zł. Tymczasem Komisja Nadzoru Finansowego oszacowała niedawno, w oparciu o dane z 28 banków, że wejście w życie propozycji prezydenckiej kosztowałaby banki 9,3 mld zł.